Sylwia Cz. zaginęła w niedzielę 14 września 1997 roku w Inowrocławiu w województwie kujawsko-pomorskim. 17-latka postanowiła udać się na organizowany przez spółdzielnię mieszkaniową festyn, na którym mieszkańcy mogli świętować koniec lata. Dziewczyna wyszła z domu pod nieobecność mamy i nie zostawiła jej żadnej dokładniejszej informacji, dokąd się udaje.
Wieczorem mama Sylwii zaczęła się niepokoić, że córka nie wraca. Parę godzin później, gdy zapadł już zmrok, kobieta udała się na komisariat policji, by zgłosić zaginięcie 17-latki. Bliscy zauważyli, że dziewczyna zabrała ze sobą jedynie legitymację szkolną i klucze. Dlatego też wykluczali, by nastolatka uciekła z domu lub wyjechała bez uprzedzenia. Rodzina przy pomocy policji udostępniła zdjęcia Sylwii w mediach, mając nadzieję, że ktoś ją widział lub ma informacje na jej temat.
Po kilkunastu dniach w mieście pojawiły się plotki, że 17-latka uciekła od rodziny, a niektórzy zarzekali się, że widzieli ją na trasie między Inowrocławiem a Toruniem. Policja weryfikowała wszystkie sygnały, jednak żaden z nich się nie potwierdził. Śledczy, po kilku miesiącach bezowocnych poszukiwań, przyjęli, że dziewczyna uciekła i nie chce kontaktować się z rodziną lub nie żyje. W 2005 roku w sprawę zaginionej zaangażował się młody policjant, który postanowił nagłośnić historię Sylwii w mediach społecznościowych. Po pewnym czasie na profilu miała pojawić się wiadomość: "Napadli ją i zgwałcili. Nie dali jej żadnych szans".
Przełom w śledztwie nastąpił w 2011 roku, 14-lat po zaginięciu Sylwii. Jak podaje glos24.pl, nieoficjalnie źródłem nowych informacji miał być anonimowy list, którego nadawca pytał o nagrodę. W wiadomości zdradził jednak, że sprawcą ma być Przemysław K., który mierzy się z wyrzutami sumienia. Anonim kazał też "przycisnąć Sz.". Jak informował portal se.pl, w podobnym czasie na policję zgłosiła się znajoma Przemysława K., która zeznała funkcjonariuszom, że mężczyzna po alkoholu groził jej, że "zrobi jej to samo, co Sylwii".
Przeczytaj więcej aktualnych informacji na stronie głównej Gazeta.pl.
Kilka dni później zatrzymano 32-letniego Przemysława K. i 39-letniego Dariusza Sz. W trakcie przesłuchań mężczyźni wskazali miejsce, w którym ukryli zwłoki 17-latki - było to w rejonie ogródków działkowych, znajdujących się w centrum miasta. Ciało zakopali zaledwie 1,5 metra pod ziemią. Przy szczątkach znaleziono złote kolczyki i legitymację szkolną na nazwisko zaginionej Sylwii.
Z ustaleń śledczych wynika, że Sylwia spotkała swoich morderców, wracając z festynu. 18-letni Przemysław K. i jego 25-letni wujek, którzy byli znajomymi rodziny dziewczyny, zaprosili ją do domu na działce. Tam pili alkohol. Gdy 25-letni Dariusz Sz. wyszedł z domu na zewnątrz, 18-latek próbował zmusić 17-latkę do poddania się czynnościom seksualnym, ale ta stawiała opór. Przemysław K. zaczął dusić znajomą. Zeznał też, że miał ją zgwałcić. Po powrocie do domu 25-latek znalazł ciało dziewczyny. Razem z siostrzeńcem ukryli następnie zwłoki 17-latki. Przemysław K. po zbrodni miał odwiedzać matkę Sylwii i zarzekać się, że nie wie nic o zaginięciu dziewczyny.
Prokurator wnioskował o 15 lat więzienia dla obydwu mężczyzn, jednak zdaniem sądu Dariusz Sz. nie brał bezpośrednio udziału w morderstwie, a jedynie pomagał w ukryciu zwłok i dopuścił się ich znieważenia (razem z Przemysławem K. próbowali podpalić ciało 17-latki). Takie przestępstwo przedawnia się jednak po 10 latach. Uznano też, że mężczyzna ze względu na niski poziom inteligencji nie był w stanie kłamać w sprawie śmierci Sylwii i mimo obciążających zeznań Przemysława K., nie brał on udziału w śmierci dziewczyny.
10 czerwca 2013 roku Sąd Okręgowy w Bydgoszczy skazał Przemysława K. na 15 lat pozbawienia wolności za zabójstwo Sylwii. Mężczyzna, który przed skazaniem i ujawnieniem zbrodni ożenił się i był ojcem dwójki dzieci, ma też wypłacić matce zamordowanej zadośćuczynienie w wysokości 100 tysięcy złotych. Chociaż groziło mu dożywocie, sąd miał uznać - jak podaje Onet.pl - "że nie jest on osobą zdemoralizowaną, którą należy odsunąć od społeczeństwa".