"Jesteś potrzebny, chłopie". Weszłam na finansowany przez rząd portal dla mężczyzn i się zdziwiłam

Niedawno Polska usłyszała o serwisie internetowym Piękna Dziewczyna - skierowanym do młodych kobiet projekcie o tym, jak żyć w dobroci, czystości i miłości bożej. Intrygujący portal dostał w tym roku dofinansowanie w ramach programu "Po pierwsze Rodzina!" Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej. Sprawdziłam, gdzie jeszcze spłynęły ministerialne pieniądze na tworzenie prorodzinnych materiałów. Tak trafiłam na stronę dla panów - "Jesteś potrzebny, chłopie" Fundacji Republikańskiej.
Zobacz wideo

Fundacja Republikańska to istniejący od 2009 r. konserwatywny think-tank pragnący m.in. kształtować instytucje życia publicznego "w duchu zgodnym z chrześcijańską koncepcją człowieka" i "bezwarunkowo chronić życie ludzkie od naturalnego poczęcia do naturalnej śmierci". Jego współzałożycielem i pierwszym prezesem był Przemysław Wipler, późniejszy poseł Kongresu Nowej Prawicy i partii KORWiN.

Na portalu "Jesteś potrzebny, chłopie" na razie wiszą trzy poradniki, trzy wykłady wideo, dziewięć podcastów i kilkanaście felietonów. Można się spierać, czy to dużo jak na ministerialne dofinansowanie w kwocie 170 tys. złotych, ale do analizy wystarczy.

Mężczyzna zagubiony

Jak diagnozują na wstępie autorzy strony, w obecnych czasach panuje chaos, a z kondycją mężczyzn nie jest dobrze. Receptą na to ma być właśnie portal "Jesteś potrzebny, chłopie". Dzięki niemu zagubieni panowie mają odkryć swą męską tożsamość i nauczyć się tworzyć trwałe rodziny, które razem płyną przez wzburzone wody życia.

 (...) jeśli odkrywasz, że żarty o przyznawaniu kobiecie racji dla świętego spokoju są jedną z lepszych rad, jakie poznałeś, nie wiesz, jak ustosunkować się do współcześnie kreowanego obrazu mężczyzny, masz dość słuchania o "toksycznej męskości", to tutaj znajdziesz poważne odpowiedzi i rady na te i inne problemy, z którymi musi radzić sobie mężczyzna w dobie chaosu

– czytam w zakładce "O projekcie" i już myślę, że dalej będzie grubo. Myślę tak, bo w ramach swojej pracy zawodowej przeczytałam już niejeden niekoniecznie równościowy poradnik o związkach. Słuchałam audycji o "byciu dobrą żoną w sypialni" w Radiu Maryja, przeszłam kurs coacha podrywu, czytywałam teksty biadające nad tym, jak to Polki wiążą się z cudzoziemcami. Czuję, że przede mną kolejne mądrości w tym stylu: zaraz przeczytam, jak to mąż jest kapitanem okrętu Rodzina, a gadatliwej kobietki nie zrozumiesz, ale możecie się razem modlić.

Żona też człowiek

Rzeczywiście, w różnych miejscach portalu "Jesteś potrzebny, chłopie" można znaleźć mocno konserwatywne refleksje. Jest o tym, że siła fizyczna to ważna męska cecha (tak, z przykładem o wnoszeniu lodówki na czwarte piętro), że facet może popłakać, ale raczej nie przy partnerce, tylko kumplu albo terapeucie, a rozluźnienie sztywnych ról płciowych oprócz zalet ma też wady (tj. panowie częściej uważają panie za modliszki, a panie panów – za słabeuszy). Znajdziemy tam uogólnienia w stylu "mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus" – choćby takie, że dla płci pięknej sfera seksu i emocji są "związane w sposób immanentny", a "męski świat zasadniczo różni się od subtelnej i delikatnej strefy życia kobiet".

Fundacja Republikańska nie jest Krytyką Polityczną i zdecydowanie nie dostaje szóstki z feminizmu. Ale w kwestii samych porad związkowych? Przeczytałam ich na portalu naprawdę sporo i z ręką na sercu trudno mi się czepiać. Tak, są zanurzone w sosie konserwatywnych narracji – ale są też zasadniczo dobre.

Weźmy dział "Poradniki" mieszczący trzy pliki PDF – kompendia informacji na temat tego, jak budować dobry związek i radzić sobie z kryzysami. Tytuł pierwszego brzmi "NATURALNIE kobieta, OCZYWIŚCIE mężczyzna…", co znów budzi skojarzenia z Marsem, Wenus i niezbyt współczesnym rozumieniem tego, co dla różnych płci naturalne, a co wynaturzone. A w środku niespodzianka: jest o tym, że warto rozmawiać, słuchać partnerki i zadawać pytania. Pracować nad empatią. Szczerze mówić o tym, jakie potrzeby nie są zaspokajane w związku. Dawać sobie nawzajem przestrzeń. Akceptować wzajemne różnice i nie oczekiwać, że żona będzie ideałem. Być cierpliwym. Nie budować życia na gotowych wzorcach męskości i kobiecości (nawet jeśli autorzy mają swoje – wspomniane akapit wyżej – przekonania na ich temat). A jeśli pojawia się kryzys, który trudno rozwiązać samodzielnie, poszukać pomocy specjalisty, na przykład terapeuty par. I co, złe rady? 

Na kwestii trudności w związku w całości skupia się kolejny poradnik. Z niego poszukujący mężczyzna dowie się, że kryzysy się zdarzają, ale nie muszą od razu oznaczać rozstania. Że nie istnieje uniwersalny przepis na udaną relację. Że potrzebna jest cierpliwość, szacunek i respektowanie własnych granic. Że w stresie należy się nawzajem wspierać, a nie dolewać oliwy do ognia. Że warto dbać o poczucie intymności i wspólne rytuały. Że trzeba wspólnie ustalać zasady związku i wspólnie je zmieniać, uczyć się kompromisu i nie unikać trudnych tematów. Że – ogólnie – warto się szczerze komunikować i nie zakładać, że druga strona domyśli się, o co chodzi. 

Rozmowa jest fundamentem każdego związku. (...) Potrzebne są skupienie, cierpliwość, autentyczne zainteresowanie, dociekliwość, szacunek, życzliwość, przyjaźń, troska i zrozumienie

– zaleca sfinansowany przez rząd poradnik Fundacji Republikańskiej. Wisienką na torcie jest ramka z informacją dla mężczyzn, że jeśli związek psuje się przez ich uzależnienia, trzeba szukać profesjonalnej pomocy, a nie zbywać zastrzeżenia partnerki. Podobnie, jeśli czytelnik ma problem z agresją (lub agresywna jest druga strona), bo:

Pamiętaj - bezpieczeństwo twoje lub twojej partnerki jest najważniejsze. Nikt nie może być obiektem przemocy w związku. Nigdy.

Z ostatniego poradnika mężczyzna dowie się, że żonie należy ufać, doceniać ją i wspierać obecnością w gorszych chwilach (nawet jeśli "dzisiaj jest mecz ulubionej drużyny"). Dbać o jej potrzeby w seksie, pamiętać o rocznicach, celebrować posiłki (najlepiej wspólnie ugotowane) i w ogóle sprawiedliwie dzielić się obowiązkami w domu. W kwestii rodzicielstwa autorzy co prawda nie promują modelu "mama w pracy, tata z dziećmi", ale podkreślają, że ojcem jest się na co dzień, nie od święta, pracującemu tacie korona z głowy nie spadnie, jak w nocy przewinie niemowlaka, a partnerce poświęcającej się wychowaniu kosztem kariery należy się wdzięczność, a nie kwaśna mina i wydzielanie pieniędzy. Wydaje się to całkiem dobrym zestawem porad dla rodzin – a takich nie jest mało – w których to kobieta na stałe albo czasowo zajmuje się domem i dziećmi na pełen etat. Albo inaczej: gdyby wszyscy polscy mężowie zachowywali się tak, jak radzi portal, to świat byłby lepszym miejscem.

Multikulturowość i feminizm racjonalny

No dobrze, a może jakieś turboprawicowe myśli o płci znajdą się w luźniejszych formatach – felietonach i podcastach? Na tropie skandalicznych treści sprawdzam te o najbardziej kuszących tytułach. Weźmy rozmowę z "feministką nurtu racjonalnego", Anną Bojanowską-Sosnowską (która zastrzega, że "feministka to jest słowo, które może dzisiaj oznaczać wszystko i nic", więc woli się identyfikować jako "kobieta racjonalna"). Rozmowa zawiera – niespodzianka! – faktycznie zdroworozsądkowe refleksje. Bojanowska-Sosnowska tłumaczy prowadzącemu, że kobiety to ogromnie różnorodna grupa, od mężczyzn chcą różnych rzeczy, a jak ktoś nie wie, jak zagadać do laski, to niech zagada jak do człowieka. Podkreśla, że praca zawodowa daje kobietom bezpieczeństwo, bo uniezależnia od partnerów, i wykłada społeczno-finansowe przyczyny, dla których część z nas nie decyduje się na dzieci. Jasne, można powiedzieć, że to podstawy, ale w świecie ruchu tradwives, pick-up artists i teorii o alfach, betach i sigmach – nie dla wszystkich oczywiste.

Wśród felietonów też nie ma tragedii. Owszem, na przykład Dorota Zielińska w tekście "Mniej magii, więcej dzieci" opowiada, jak to po rozwodzie kobiety biednieją, a mężczyźni chorują, a na koniec pisze, że najlepszą receptą na trwały związek jest dużo dzieci, bo małżeństwa 2+4 rozwodzą się rzadko (gdzieś ktoś tu chyba nie pojął, że nie każda korelacja jest związkiem przyczynowo-skutkowym). Ale już felieton Przemysława Barańskiego "Rodzina multikulturowa" zamiast sugerować, że ginie polska tożsamość, wyłuszcza parę subiektywnych obserwacji na temat wyzwań stojących przed parami z różnych kultur. Być może przegapiam jakieś ultrasubtelne manipulacje, ale mam wrażenie, że dostrzeżenie bariery językowej czy kulturowych różnic w relacjach z teściami to nie jest podejrzana narodowa agenda. A tekst Michała Kota o depopulacji – zamiast krytykować młodych, że złośliwie nie chcą się rozmnażać – kończy się myślą, że będzie więcej dzieci, jeżeli władze zapewnią ludziom godnie płatne miejsca pracy, dostępne mieszkania, dobrą edukację i opiekę zdrowotną.

Być może Jarosław Kaczyński powinien był poczytać materiały finansowane przez rząd, zanim zaczął opowiadać, jak kobiety dają w szyję. I być może, jeśli polscy konserwatyści radzą mężczyznom sprzątać w domu i chodzić do terapeuty, to zmiany społeczne zachodzą i na polskiej prawicy – szybciej niż sądzą osoby biadające, że w Polsce zawsze jak w lesie, i niezależnie od mądrości prezesa.

Więcej o: