Historia dwuletniej dziewczynki, która przebywała na mrozie w namiocie z 24-letnią matką, pojawiła się w mediach 21 listopada. Przeziębione i zmarznięte dziecko od razu trafiło do szpitala. Jej matka z kolei usłyszała zarzut narażenia dziecka na niebezpieczeństwo. Natalka po wypisaniu ze szpitala ma trafić do pieczy zastępczej. Pani Alina w rozmowie z "Faktem" postanowiła wyjaśnić, jak to się stało, że zdecydowała się zamieszkać z dzieckiem w namiocie na Zaspie w Gdańsku.
24-latka przekazała, że ojca Natalki poznała przez internet. Mężczyzna pochodził spod Lublina, dlatego się do niego przeprowadziła. W 2020 roku urodziła się im córeczka, a w 2021 roku rodzice postanowili wziąć ślub. Kobieta podkreśla, że po zawarciu małżeństwa sytuacja stawała się coraz gorsza. 24-latka miała sama utrzymywać rodzinę.
- Kiedyś w 8. miesiącu ciąży obudził mnie o 5:30 i kazał iść do pracy, za niego, bo jemu się nie chciało (...). Mąż nie dawał nam żadnego wsparcia, całe dnie siedział przed komputerem. Komputer i koledzy, to było najważniejsze. W zamian po powrocie z pracy zastawałam głodne i niezaopiekowane dziecko - przekazała. Przed Bożym Narodzeniem 2021 roku pani Alina postanowiła odejść od męża. Przeniosła się z Lublina do Łobza w woj. zachodniopomorskim, gdzie przyjęli ją znajomi. Po kilku miesiącach stracili jednak wynajmowane mieszkanie. Dorośli zdecydowali się szukać pracy w Gdańsku. W namiocie mieszkali od października.
- W międzyczasie prosiłam o pomoc męża, ale nie reagował na wiadomości. Nawet nie zadzwonił, gdy Natalka miała urodziny. Miałam nadzieję, że przeczekamy chwilę w namiocie, i w tym czasie odłożę pieniądze na wynajęcie czegoś. Pracowałam, gdzie się dało, także jako sprzątaczka. Pomóc miał nam mediator, ale mąż się na to nie zgodził - twierdzi kobieta.
Przeczytaj więcej aktualnych informacji na stronie głównej Gazeta.pl.
Jak podaje "Fakt" w szpitalu, gdzie przebywa Natalka, nagle zjawił się ojciec dziewczynki. Mężczyzna przyjechał ze swoim ojcem spod Lublina. W rozmowie z dziennikarzami przyznał, że to 24-letnia pani Alina utrzymywała rodzinę.
- Alina pracowała, a ja zajmowałem się dzieckiem. To ona uciekła ode mnie. Potem się spotkaliśmy jeszcze, gdy mieszkała w Łobzie, ale pokłóciliśmy się i ja wyszedłem. Chciałem mieć kontakt z Natalką, ale Alina ten kontakt zerwała - twierdzi ojciec dwulatki. Mężczyzna nie chciał odpowiedzieć na to, dlaczego nie szukał córki.
24-latka podkreśla natomiast, że mąż w ogóle nie odpowiadał na jej prośby o pomoc dla dwulatki. Kobieta oraz jej znajomi, z którymi mieszkała w namiocie, przebywają pod opieką MOPR w schronisku.