Jak ujawniła "Gazeta Wyborcza", ksiądz Wiesław z Trzcinicy w województwie wielkopolskim miał wysyłać swoje nagie zdjęcia do parafianek. Duchowny romansował nawet z mężatkami i doprowadził do rozbicia co najmniej jednego małżeństwa. Sprawa wyszła na jaw po tym, gdy ktoś wysłał roznegliżowane fotografie księdza do kurii - było to po tym, gdy ksiądz miał objąć probostwo w innej parafii.
Ksiądz Wiesław został przez kurię ukarany upomnieniem, naganą i usunięciem z dotychczasowej parafii, a także odbył "rekolekcje o charakterze pokutnym". Duchowny zgłosił jednak sprawę na policję, która ma znaleźć osoby, które rozpowszechniły zdjęcia.
Z ustaleń "Wyborczej" wynika, że policja wzywa na przesłuchania wybranych parafian. Jeden z nich przekazał dziennikarzom, że został wezwany na komendę już po raz drugi. Mężczyzna był pytany o to, czy nowy proboszcz parafii miał w telefonie nagie zdjęcia swojego poprzednika i czy pokazywał je wiernym. Parafianin zaprzeczył, ale na tym nie koniec.
Przeczytaj więcej aktualnych informacji na stronie głównej Gazeta.pl.
- To był bardzo nieprzyjemny atak, którego się nie spodziewałem. Policjantka wprost powoływała się na reportaż "Wyborczej". Pytała, co to ma być, dlaczego zostało to rozdmuchane. Odpowiedziałem, że to dobrze, że reportaż się ukazał - powiedział rozmówca "Wyborczej". - Policja chce się dowiedzieć, kto rozmawiał z waszą gazetą. Odbieramy to jako próbę zastraszenia, by nie rozmawiać z dziennikarzami. Policja nie ma do tego prawa - dodał dalej.
Policja i prokuratura w Kępnie, która nadzoruje dochodzenie, w rozmowie z "GW" zaprzecza, by funkcjonariuszka zadawała parafianom pytania na temat rozmów z dziennikarzami.
Informatorzy czy rozmówcy dziennikarzy mogą zgłaszać sprawy anonimowo i są chronieni tajemnicą dziennikarską. Z tajemnicy dziennikarz może być zwolniony przez sąd lub prokuraturę, jedynie w sytuacjach, gdy jest to niezbędne dla dobra wymiaru sprawiedliwości, a dana okoliczność w sprawie nie może być ustalona na podstawie innego dowodu.