Szczegóły bariery na granicy z Kaliningradem. "Powstanie zapora perymetryczna"

Zapora elektroniczna na granicy z obwodem kaliningradzkim będzie podobna do tej na granicy z Białorusią. Powstanie tam także bariera perymetryczna, składająca się z systemu kamer dziennych, nokto i termowizyjnych, plus czujników sensorycznych. Łączny koszt zabezpieczenia to 350 milionów złotych - mówił na antenie RMF FM szef MSWiA Mariusz Kamiński.

Na początku listopada szef MON Mariusz Błaszczak poinformował o budowie zapory na granicy z obwodem kaliningradzkim. Budowa rozpoczęła się w gminie Dubeninki. Prace mają przebiegać równocześnie w kilku miejscach. 

Powstanie zapora na granicy z Rosją 

Błaszczak uzasadnił tę decyzję "otwarciem lotniska w Kaliningradzie na loty z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej". Czyli obawą o powtórzenie wydarzeń z granicy białoruskiej. Zapora będzie składała się z trzech szeregów drutu ostrzowego i będzie miała 2,5 metra wysokości i 3 metry szerokości. Jak ustalił portal RMF24, jej budowa będzie kosztowała 350 milionów złotych i umożliwi szczegółową obserwację 200-kilometrowej granicy z Rosją.

Bariera będzie taka sama jak ta, która została skończona na granicy z Białorusią. "Dodatkowo powstanie zapora perymetryczna, składająca się z systemu kamer dziennych, nokto i termowizyjnych, plus czujników sensorycznych" - czytamy.

Zobacz wideo Zapomniana granica. "Tu wciąż są ludzie"

Więcej najnowszych informacji przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl

- Jeżeli ktokolwiek będzie przekraczał granicę polsko-rosyjską, natychmiast polska straż graniczna - niezależnie od tego, że będzie to w środku nocy, gdzieś w lesie - natychmiast będzie widziała przez kamery termowizyjne kto to jest i ile osób - mówił w RMF FM szef MSW Mariusz Kamiński. 

Na razie kryzysu nie widać

Na granicy z Rosją jak na razie nie było problemu związanego z próbami jej nielegalnego przekraczania na dużą skalę. Straż Graniczna o niczym takim nie informuje. W przeciwieństwie do sytuacji na granicy z Białorusią, gdzie do prób nielegalnych przekroczeń dochodzi nieustannie i trend w ostatnim czasie jest zwyżkowy. We wrześniu było ich prawie 1,3 tysiąca. W październiku 2,5 tysiąca. Ze słów Błaszczaka wynika jednak, że pomimo dotychczasowego spokoju na granicy z Rosją, rząd spodziewa się powtórzenia scenariusza białoruskiego.

- Trudno powiedzieć, czy to reakcja, czy prewencja. Owszem, pojawiały się w mediach społecznościowych twierdzenia, że znacznie wzrosła liczba lotów z Turcji do Kaliningradu. Towarzyszyły temu sugestie, że to przejaw tworzenia przez Rosję kolejnego sztucznego ruchu migracyjnego i że na granicy z Obwodem Kaliningradzkim zacznie się dziać to samo co na granicy z Białorusią. Nie widziałem jednak na to żadnych dowodów - mówił w rozmowie z Maciejem Kucharczykiem dr Michał Piekarski z Uniwersytetu Wrocławskiego. 

30 września lotnisko w Kaliningradzie otrzymało od rosyjskiego nadzoru ruchu lotniczego zgodę na ułatwienie otwierania połączeń międzynarodowych. Oficjalnie w celu poprawienia komunikacji ze światem dla izolowanej eksklawy. Poszły za tym wypowiedzi władz lotniska, że chciałyby zwiększyć ruch do licznych państw, w tym Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. Jednak już na początku października eksperci cytowani przez rosyjski dziennik "Kommersant" mówili, że nie mają wielkiej wiary w wizje przyciągnięcia ruchu międzynarodowego na kaliningradzkie lotnisko. I rzeczywiście, mamy początek listopada i połączenie międzynarodowe jest jedno, do Antalyi. Raz dziennie w tygodniu przylatuje i odlatuje samolot linii Turkish Airlines. Połączenie funkcjonuje już od kwietnia, kiedy ogłoszono jego otwarcie z zamiarem zaspokojenia potrzeb rosyjskich turystów. O projektach innych połączeń oficjalnie nie komunikowano.

Więcej o: