NATO najpewniej widziało. Niebo nad granicą obserwuje wiele radarów

Rosyjska rakieta? Ukraińska? Szczątki jednej lub drugiej? Wypadek? Na razie nie wiemy, co się stało w Przewodowie. Z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy jednak założyć, że NATO coś wie. Wschodnią granicę Polski obserwuje wiele radarów.

Wykrycie zbłąkanej rosyjskiej rakiety manewrującej, która z jakiegoś powodu spadła na Przewodów i zabiła dwie osoby, jest dla nich wykonalne. Podobnie jak wykrycie wystrzelonej na spotkanie jakiegoś rosyjskiego pocisku ukraińskiej rakiety przeciwlotniczej, która nie trafiła i popędziła dalej, wlatując nad Polskę. Do tej listy można dodać jeszcze starą rosyjską rakietę przeciwlotniczą, wystrzeloną z Białorusi do zaatakowania jakiegoś celu lądowego w Ukrainie, bo takie metody Rosjanie stosują od miesięcy.

Wszystkie tak duże obiekty znajdujące się w powietrzu powinny zostać namierzone przez NATO nawet wiele kilometrów od granicy Polski, w sposób pozwalający określić skąd nadleciały i jak się poruszały. To już bardzo dużo, kiedy się wie, o jakie pociski może chodzić.

Wiele elektronicznych oczu

Obserwacją tego rodzaju celów zajmuje się obecnie cała gama radarów NATO. Zaczynając od tych zamontowanych na samolotach E-3 Sentry. To latające centra radarowe i zarządzania sojuszniczym lotnictwem. Dzięki temu, że ich radar znajduje się około 10 kilometrów nad ziemią, to bardzo dobrze potrafi wykrywać cele lecące na małej wysokości. Takie jak rakiety manewrujące, czy wznoszące się z ziemi przeciwlotnicze. Nie ma jednak pewności, czy jakiś E-3 akurat był na dyżurze nad południowo wschodnią Polską. Po tym, jak wiosną wojna odsunęła się na południe i wschód Ukrainy, ich obecność przestała być stała. Według danych z cywilnej sieci śledzącej ruch samolotów wojskowych, jedna maszyna tego typu przeleciała nad południowo wschodnią Polską, ale potem udała się nad Rumunię, bliższą rejonowi aktualnych intensywnych walk. Misje E-3 zazwyczaj trwają po kilkanaście godzin. Nie jest więc wykluczone, że radar maszyny coś wykrył, o ile akurat był dość blisko. Nie jest też wykluczone, że jakiś inny E-3 był nad Polską, ale z wyłączonym transponderem i niewidoczny dla cywilów.

Nawet jeśli Sentry akurat nie zarejestrował przebiegu wydarzeń, to mogły to zrobić radary amerykańskiej baterii systemu Patriot, rozmieszczone w rejonie Rzeszowa. Urządzenia MPQ-65 w teorii potrafią wykryć takie cele jak rakiety manewrujące, ale muszą być odpowiednio blisko, żeby uchwycić tak nisko lecący cel. Łatwiej powinno być z pociskiem przeciwlotniczym w rodzaju tych z systemu S-300, bo te po wystrzeleniu wznoszą się na dużą wysokość. Biorąc pod uwagę, że amerykańska bateria systemu Patriot jest w rejonie Rzeszowa właśnie w celu obrony tego kluczowego portu lotniczego przed atakiem ze strony Rosjan, to w sytuacji zmasowanego ataku rakietowego na Ukrainę, na pewno co najmniej jeden był włączony i obserwował sytuację.

W tym samym rejonie prawdopodobnie jest jeszcze brytyjski system przeciwlotniczy Sky Sabre. Jego elementem jest nowoczesny radar Giraffe AMB, który w teorii również nie powinien mieć problemu z wykryciem tego rodzaju celów. I też w takiej sytuacji mógł być skierowany ku Ukrainie, gdzie zaroiło się od rosyjskich rakiet i potencjalnych zagrożeń.

Dodatkowo w Łabuniach, około 40 kilometrów od Przewodowa, stoi na stałe wielki radar sieci NATO Backbone. To element sojuszniczego systemu kontroli przestrzeni powietrznej nad terytorium swoich członków, oraz wykrywania zagrożeń daleko od ich granic. Zamontowany na wysokiej wieży radar RAT-31DL ma bardzo duże możliwości wykrywania najróżniejszych celów w odległości setek kilometrów.

Teoretycznie w odpowiednich warunkach lot pocisków w kierunku Polski, mogłyby dostrzec nawet radary pokładowe samolotów bojowych. Zwłaszcza ten zamontowany w nowoczesnych F-35, AN/APG-81. Szczegóły jego możliwości nie są jawne, ale ma móc wykrywać nawet pociski balistyczne, nie wspominając o wolniejszych i łatwiejszych do śledzenia cruise. NATO utrzymuje nad południowo-wschodnią Polską stałe patrole par maszyn bojowych, ale czy akurat jakieś obserwowały rejon granicy, nie sposób stwierdzić.

Sojusz ze sporym prawdopodobieństwem wie więc, co się działo, zanim doszło do wybuchu w Przewodowie. Trzeba jednak pamiętać, że radary i ich działanie to nie system 1-0. Czyli że dokładnie widzi wszystko, co się znajduje w okręgu wytyczonym przez deklarowany zasięg maksymalny. Na to, co jest w stanie wykryć i zidentyfikować takie urządzenie, wpływa bardzo dużo zmiennych. Fizyka jest nieubłagana. Niektóre radary mają problemy z celami niskolecącymi, inne z takimi lecącymi bardzo wysoko i szybko po trajektorii balistycznej. Jednak przy takiej liczbie potencjalnych elektronicznych obserwatorów wydarzeń na granicy polsko-ukraińskiej, któryś najpewniej coś widział.

Inna sprawa, to czy NATO będzie chciało cokolwiek pokazywać. Ujawnianie danych z radarów i jednocześnie pokazywanie ich możliwości, to nie jest coś, co się robi lekką ręką. Publicznie właściwie niespotykane. Ewentualnie można spodziewać się jedynie ogólnikowych deklaracji, że według oceny NATO rakieta była, albo nie była rosyjska.

Zobacz wideo
Więcej o: