- Warto podkreślić, że agencja AP powołała się na anonimowe źródło i do tej pory nikt nie przekazał konkretnych informacji pod nazwiskiem. Wiemy, że doszło do wybuchu, ale nie wiemy, czy to był pocisk, który przyleciał z przestrzeni powietrznej Ukrainy, a został wystrzelony przez Rosję i uległ awarii. Jest też możliwość, że był to pocisk odpalony przez ukraińską obronę przeciwlotniczą, który także uległ awarii, przez co doszło do tragicznego wypadku - zastrzega w rozmowie z Gazeta.pl dr Michał Piekarski z Uniwersytetu Wrocławskiego, ekspert zajmujący się bezpieczeństwem.
Pentagon nie może na razie potwierdzić, czy rzeczywiście rosyjskie rakiety spadły na Polskę. Poinformował o tym rzecznik amerykańskiego resortu obrony generał Patrick Ryder. - Obecnie jesteśmy świadomi tego, o czym informują media. Nie mamy na razie informacji, by te doniesienia medialne potwierdzić. Traktujemy to wszystko poważnie i badamy sprawę. Kiedy tylko będziemy mieć jakieś wiarygodne informacje, natychmiast je przekażemy - poinformował generał Ryder. Według informacji amerykańskiej agencji prasowej Associated Press dwie osoby zginęły w eksplozji w Przewodowie, niedaleko granicy z Ukrainą. Amerykańska agencja AP pisze, że na terenie Polski spadły dwie rosyjskie rakiety. AP powołuje się przy tym na wysokiego rangą przedstawiciela wywiadu USA.
Jak podkreśla dr Piekarski, jeśli przyjmiemy, że w polską przestrzeń powietrzną wleciał wystrzelony przez Rosjan pocisk, to "nie ma najmniejszych powodów sądzić, że był to intencjonalny atak na Polskę, członka NATO". - Nawet jeśli to był pocisk rosyjski, to cały czas mówimy o tragicznym wypadku. Wobec tego nie ma podstaw do uruchomienia artykułu 5. Traktatu północnoatlantyckiego. Tym bardziej że w przeszłości zdarzały się takie incydenty. W czasie zimnej wojny mieliśmy przypadki, także nad Bałtykiem, gdzie samoloty rozpoznawcze były zestrzeliwane. Mieliśmy przypadki, gdy samoloty przez pomyłkę lub celowo wlatywały na terytoria jednej czy drugiej strony, dochodziło do zestrzeleń i wtedy również ginęli ludzie - zauważa. Ekspert dodaje, że "sytuacja jest trudna i skomplikowana, ale to nie jest casus belli".
- Jeśli potwierdzi się, że to pocisk wystrzelony przez Rosjan, to w mojej ocenie Polska powinna demonstracyjnie w jeszcze większym stopniu wspierać Ukrainę. Mieliśmy wiosną tego roku głośną sprawę związaną z rozważaniami na temat przekazania do Ukrainy naszych samolotów MiG-29. W sytuacji, gdy konsekwencje rosyjskiej agresji, nawet niezamierzone, przenoszą się na nasze terytorium i giną obywatele Rzeczypospolitej, moglibyśmy otwarcie przekazać Ukrainie na przykład samoloty lub śmigłowce - mówi.