Wilczyński grozi pracownikom, którzy wypowiadali się w naszym tekście. Żąda pół miliona złotych rekompensaty

Po publikacji naszego tekstu o agresji, przemocy i terrorze w lokalach gastronomicznych Jakuba Wilczyńskiego, otrzymaliśmy dziesiątki relacji od innych pokrzywdzonych osób. Mają wspólny mianownik. To strach. Wilczyński wysłał do niektórych byłych pracowników pisma przedsądowe, w których domaga się nie tylko "usunięcia nieprawdziwych informacji" z ich profili, ale także zadośćuczynienia wysokości pół miliona złotych. Interpelację poselską w tej sprawie złożyła partia Razem.

Pod koniec października opisaliśmy historie ponad 30 pracowników lokali restauracyjnych i klubów należących do HAH Global i Factory Idea - spółek Jakuba Wilczyńskiego. Pokrzywdzeni mówili nam, że poznański restaurator miał m.in. dyskryminować ich ze względu na orientację seksualną, stosować wobec nich groźby, zalegać z wypłatami wynagrodzeń i przekraczać ich strefę osobistą.

Po publikacji tekstu otrzymaliśmy kilkadziesiąt historii od innych pokrzywdzonych osób. Te z nich, które publicznie, w mediach społecznościowych opisywały swoje doświadczenia związane z pracą u restauratora, otrzymały pisma przedsądowe. 

Kancelaria oczekuje wystosowania oświadczenia, w którym przyznają, że rozpowszechniane informacje dotyczące spółki HAH Global są nieprawdziwe, a także opublikowania go na swoich kanałach w mediach społecznościowych i na łamach lokalnych portali internetowych. 

Wilczyński domaga się także rekompensaty - zadośćuczynienia wysokości 500 000 zł.  

Pismo przedsądowe ws. naruszenia dóbr Jakuba WilczyńsiegoPismo przedsądowe ws. naruszenia dóbr Jakuba Wilczyńsiego Archiwum Prywatne

"Proszę nie podawać moich danych, wciąż bardzo się go boję"

Wszystkie historie, które napłynęły do nas w ostatnim czasie mają jeden wspólny mianownik - strach. 

Pracownicy nie raz byli straszeni mafią oraz słyszeli, że już nigdy nie znajdą pracy w "jego mieście".

Tych gróźb było wiele. Pamiętam, że najczęściej zastraszał nas tym, że nigdzie nie znajdziemy pracy. I że, jeżeli wywiniemy mu jakiś numer, to on nas znajdzie. 

Potwierdzam wszystko. Po zakończeniu pracy bałam się go tak bardzo, że zmieniłam miejsce zamieszkania. Nie wiedziałam, do czego jest zdolny.

Jakub groził mi, że może wszystko, więc mam trzymać język za zębami. To, co dzieje się w tych lokalach to tajemnica poliszynela. Bardzo proszę, by nie udostępniać moich danych. Nadal bardzo się boję.

Pokrzywdzeni potwierdzają również, że nie dostawali na czas wypłaty, a za towar płacili z własnej kieszeni. Niektórzy nie dostali pensji do dziś, a inni kilka miesięcy po zakończeniu współpracy. 

Od kolejnych osób słyszymy ponownie, że Jakub Wilczyński przychodził do pracy pod wpływem alkoholu lub będąc dziwnie, nadmiernie pobudzonym. Jak przyznają, często nie pamiętał, że kogoś zwolnił i następnego dnia dzwonił z pytaniem, dlaczego nie przyszedł do pracy.

Coraz więcej osób potwierdza także, że restaurator przekraczał ich strefę osobistą. 

Zobacz wideo Małgorzata Kożuchowska o mobbingu. "Kiedyś to było na porządku dziennym"

"Idź i wypie***laj", "pokaż cycki". Mówił, że może zniszczyć każdego. Co się działo w klubach poznańskiego restauratora

Wilczyński to właściciel kilkunastu lokali, m.in.: Małe i Duże Lokum Stonewall, Mamma Wilda, Plaża Wilda, były Food Market (zastąpiony obecnie przez należący również do Wilczyńskiego Unicorner), Pierożek i Kompocik, Havana, Hallo Cafe i przede wszystkim kilka dużych klubów HAH – w Poznaniu, Wrocławiu, Warszawie, Sopocie i Katowicach.

Więcej najnowszych informacji przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl 

Przedsiębiorca przekonywał, że chciał stworzyć miejsca, w których pracę znajdą aktywiści, a także wszystkie osoby, które znalazły się w trudnej sytuacji życiowo-zawodowej ze względu na orientację seksualną czy tożsamość płciową.

Takie deklaracje sprawiały, że osoby nieheteronormatywne szukały u Wilczyńskiego pracy. - Prawda jest taka, że jest bardzo wąska grupa osób, które Wilczyński akceptuje. Jest on najmniej tolerancyjną osobą, jaką można w tym miejscu spotkać - mówi nam Krzysiek.

Maja usłyszała, że mogłaby przynajmniej "wyglądać", to może znalazłaby sobie "jakąś dupę". Aneta powiedziała koniec, kiedy Wilczyński rzucił w nią talerzem z jedzeniem. Wcześniej poradził: "Jakbyś pokazała cycki, to miałabyś większe napiwki". 

- Sprawiał, że czuliśmy się jak szmaty. Robił to celowo. Po trzech miesiącach odeszłam z pracy i poszłam prosto na terapię. Do dziś przepracowuję ten czas - mówi nam Maja.

Dalszą część tekstu można przeczytać tutaj:

Mobbing i terror w lokalach należących do Jakuba Wilczyńskiego. Interpelacja i kontrola PIP

Partia Razem 9 listopada wysłała interpelację poselską ws. licznych nieprawidłowości, do których dochodziło w lokalach Jakuba Wilczyńskiego. Interwencję przygotowała posłanka Marcelina Zawisza i poseł Maciej Konieczny. Kontrolę w spółkach podejmie także Państwowa Inspekcja Pracy.    

- To jest klasyczny przykład pozorowanej etyki, czyli tzw. pinkwashingu - kapitalista tworzy wokół swojej firmy otoczkę, która ma nas przekonać, że nie dopuściłby się żadnych nieetycznych działań. No bo jak to, przyjaciel osób LGBT+ od lat wspierający społeczność mógłby wyzyskiwać i oszukiwać? Niestety pod tą otoczką kryje się często szambo bez dna, a pod tęczową etykietą odkrywamy wyzysk, mobbing i inne formy przemocy - mówi w rozmowie z nami Grzegorz Janoszka, aktywista, działacz z partii Razem, który w swoich kanałach społecznościowych nagłaśnia nieprawidłowości i łamanie praw w branży gastronomicznej.

- Tego typu fałszywi sojusznicy bardzo szkodzą społeczności. Ich działania to woda na młyn skrajnej prawicy, która wykorzysta tego typu przypadki do swojej propagandy, w której będzie utożsamiać osoby LGBT+ właśnie z brakiem etyki, czy nawet przemocą. Moim zdaniem społeczność powinna się od tego typu osób jednoznacznie i radykalnie odcinać - tłumaczy.

Więcej o: