Powiatowy Inspektorat Weterynarii w Poznaniu w poniedziałek (7 listopada) - powołując się na ustawy z 11 marca 2004 r. o ochronie zdrowia zwierząt oraz zwalczaniu chorób zakaźnych zwierząt - wydał decyzję o wyznaczeniu obszaru zagrożonego występowaniem wścieklizny. Działania zostały wprowadzone po tym, jak potwierdzono tę chorobę u żywego nietoperza.
Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej portalu Gazeta.pl.
Na wyznaczonym przez Powiatowy Inspektorat Weterynarii obszarze zaleca się szczególną ostrożność. Zabronione jest organizowanie targów, wystaw, konkursów, pokazów z udziałem zwierząt. "Bezwzględnie należy dopełnić obowiązku szczepienia psów przeciw wściekliźnie. Zaleca się również szczepienie kotów, szczególnie tych, które mają możliwość wychodzenia z domu. Psy powinny być wyprowadzane w kagańcu i na smyczy, a koty nie powinny być swobodnie wypuszczane na zewnątrz" - czytamy w rozporządzeniu.
Granice obszaru zagrożonego wścieklizną:
od północy:
od zachodu:
od południa:
od wschodu:
Brak szczepienia psa lub kota, którego właścicielem jest mieszkaniec terenu objętego obszarem zagrożonym wystąpieniem wścieklizny u zwierząt, grozi mandatem w wysokości do 500 zł.
Wirus wścieklizny przenosi się głównie poprzez kontakt śliny zakażonego zwierzęcia z uszkodzoną skórą lub błoną śluzową, czyli poprzez pogryzienie. Zakażenie możliwe jest również m.in. drogą aerogenną, dospojówkową lub poprzez transplantację narządów - podaje Główny Inspektorat Weterynarii.
- Wścieklizna jest zagrożeniem dla każdego ssaka. Pamiętajmy, że u psa czy kota ma długi okres wylęgania. My w ogóle nie jesteśmy w stanie go zdiagnozować - poza tym, że on jest gdzieś pokąsany. Po mniej więcej 30,90 czy nawet 180 dniach może się okazać, że zwierzak dziwnie się zachowuje, nie rozpoznaje nas, zachowuje się inaczej niż zwykle, unika wody. Każde pokąsanie może powodować przenoszenie tego wirusa, nawet na nas - mówił w lutym Zastępca Głównego Lekarza Weterynarii Krzysztof Jażdżewski.
Z kolei dr Andrzej Kepel z Polskiego Towarzystwa Obrony Przyrody "Salamandra" przekazał "Gazecie Wyborczej", że wyznaczanie obszaru zagrożenia wścieklizną na poznańskim Umultowie i Morasku nie ma żadnego sensu.
- Wirusy europejskiej wścieklizny nietoperzowej - w tym EBLV1, który potwierdzono u nietoperza w Poznaniu - to inne gatunki wirusa niż ten, który wywołuje wściekliznę np. lisów, psów, kotów i w konsekwencji u ludzi. Bardzo rzadko wścieklizna nietoperzowa przenosi się na inne ssaki. W całej Europie potwierdzono w ciągu kilkudziesięciu lat raptem 18 takich przypadków - z czego ani jednego w Polsce. Zakażonych do tej pory w Europie było raptem sześcioro ludzi, głównie badaczy nietoperzy - wyjaśnił. - Inspektorat niepotrzebnie sieje panikę - podsumował dr Andrzej Kepel.
- Nietoperze nigdy nikogo nie atakują i same z siebie nie gryzą. Także osobniki chore na europejską wściekliznę nietoperzową nie stają się agresywne, lecz przeciwnie - są osłabione i nie są w stanie latać - powiedział.