Ta niecodzienna akcja ratunkowa miała miejsce 2 listopada na terenie Zespołu Szkolno-Przedszkolnego w Wieszczętach (województwo śląskie). Służby ratunkowe zostały skierowane do zgłoszenia o kilkuletnim dziecku, które wpadło do studzienki kanalizacyjnej.
Jak czytamy, pierwsza na miejscu pojawiła się policja, która potwierdziła, że w wąskiej rurze kilka metrów pod ziemią utknął trzyletni chłopiec. Dziecko było zanurzone w wodzie po szyję. Było przestraszone, płakało. Nie miało siły samodzielnie podciągnąć się na linie, w dodatku zanurzało się coraz głębiej. Niestety ze względu na nieduże wymiary otworu do środka nie był stanie dostać się żaden ze strażaków. Wcześniej interweniować próbowała matka dziecka, jednak ona także nie dała rady go wyciągnąć. Straż pożarna z Bielska-Białej podaje, że chłopiec utknął na głębokości trzech metrów.
Policja podkreśla, że podczas akcji ratunkowej istotna była każda sekunda. Pomoc zaproponowała więc sierż. sztab. Agata Haluch-Willmann z komisariatu w Jasienicy. Policjantka została opuszczona do otworu głową w dół, z rękami wyciągniętymi do przodu. Jak podkreślają służby, był to jedyny możliwy sposób, by akcja miała szansę się powieść. Podczas jej trwania policjantka była asekurowana dzięki założonej przez strażaków uprzęży, a także trzymana przez nich za nogi. W pewnym momencie sierżantka sama utknęła w otworze, ale dzięki pomocy strażaków, udało jej się wejść do środka studzienki i nawiązać kontakt z dzieckiem. Oboje zostali bezpiecznie wyciągnięci na powierzchnię. Trzyletni Franek został przetransportowany do szpitala na obserwację. Zdaniem lekarzy chłopcu nic nie grozi.
Więcej aktualnych wiadomości z kraju znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Pani Agata udzieliła wywiadu TVN24. Przyznała, że zdarzenie nadal budzi w niej dużo emocji. Sama jest matką dwójki dzieci, a sytuacja jawiła się jako bardzo niebezpieczna. - Wiedzieliśmy, że jest bardzo trudno wyciągnąć tego chłopczyka. Nie wiedzieliśmy, jak się to skończy. Każdy miał gdzieś z tyłu głowy, że może być tragedia. I pierwsza myśl wpadła mi do głowy, że może ja tam wejdę [...] Panowie strażacy zadecydowali, że to najlepsza decyzja, by uratować chłopczyka - powiedziała policjantka, dodając, że "może tylko podejrzewać", co w tamtych chwilach czuła matka chłopca. Funkcjonariuszka zwróciła jednak uwagę, że kobieta zachowała spokój, świetnie wspierając syna. - Bardzo ładny moment był na końcu, bo powiedział: "ciociu, czapeczka mi spadła" - wspomina wzruszona policjantka, i podkreśla, że wszyscy zachowaliby się podobnie na jej miejscu.
Matka chłopca ma także drugie, pięcioletnie dziecko. To właśnie ono, gdy razem wyszli z przedszkola, zaczęło krzyczeć, że brat wpadł do studzienki. Trwa ustalanie wszystkich okoliczności zdarzenia - w szczególności tego, czy studzienka była prawidłowo zabezpieczona.