W piątek 21 października prababcia 4,5-letniego chłopca zgłosiła policji zaginięcie prawnuka, z którym od dawna nie miała kontaktu. Funkcjonariusze od razu rozpoczęli poszukiwania dziecka, którego ciało znaleziono w środę 26 października około godziny 5:40 w miejscowości Ruda Talubska w województwie mazowieckim. Ciało Leosia było zawinięte w koc i zakopane w lesie w odległości zaledwie 100 metrów od zabudowań.
W sprawie od razu zatrzymano dwie 19-letnie osoby: Karolinę W. - matkę chłopca oraz Damiana G. - partnera Karoliny, który nie był ojcem Leosia. Obojgu przedstawiono zarzuty zabójstwa czterolatka. - Nie przyznali się do tak sformułowanego czynu, czyli umyślnego pozbawienia życia dziecka. Składali zeznania tylko częściowo zbieżne z ustalonym stanem faktycznym - przekazał prokurator Krzysztof Czyżewski. Grozi im dożywocie.
Z mieszkańcami Górek koło Garwolina, gdzie od maja mieszkała para 19-latków z dwójką dzieci - 4,5-latkiem oraz niespełna rocznym maluchem - rozmawiał dziennikarz Onetu Piotr Halicki. Z jego ustaleń wynika, że para wynajęła mieszkanie w jednym z domów na rok. Za wynajem płacili gotówką, nigdy nie zalegali z płatnościami. Jak przekazał właściciel budynku, 19-latek miał pracować u wujka w piekarni.
- Na pierwszy rzut oka sprawiali dobre wrażenie, choć widać było, że są po jakichś przejściach. Zwłaszcza kobieta, która musiała zostać matką w bardzo młodym wieku - powiedział Onetowi. 19-latkowie wyprowadzili się z mieszkania w sierpniu i przestali pojawiać się w tej okolicy. - Wtedy nawet nie podejrzewałem, że mogło zdarzyć się coś złego - powiedział właściciel nieruchomości.
Przeczytaj więcej aktualnych informacji na stronie głównej Gazeta.pl.
- Nie byliśmy z nimi jakimiś przyjaciółmi, ale zamienialiśmy parę słów od czasu do czasu. Zwłaszcza z tą kobietą. Często wychodziła na spacery, zwłaszcza ze swoim starszym dzieckiem. Młoda, ładna, zadbana. Bardzo przyjemna, sympatyczna i uśmiechnięta. A jak mówiła te sąsiedzkie "dzień dobry", to widać było, że to nie jest takie wymuszone, kurtuazyjne, tylko tak z serca - powiedziała pani Katarzyna, która mieszka naprzeciwko miejsca, w którym mieszkali 19-latkowie z dziećmi.
Sąsiedzi zapewniają, że nigdy nie słyszeli żadnych kłótni, które mogłyby wskazywać, że z rodzicami lub dziećmi dzieje się coś złego. - Dzieci też czyste, zadbane, widać, że je kochała. Taka zwykła rodzina. Nie było tu żadnej patologii, hałasów, awantur. Nigdy nie słyszałam, by przyjeżdżała do nich policja czy inne służby. (...) Tu ktoś we wsi mówił, że mogło dojść do wypadku, że ponoć ten chłopiec mocno się poparzył. Ale nie wiem sama, czy w to wierzyć. No bo kto zakopuje dziecko w lesie? - dodaje pani Katarzyna. - Jedyne, co im przyszło do głowy, to je zakopać? - pyta pani Dominika, która stwierdza, że rodzice mogli oddać dziecko do adopcji lub prababci, która zgłosiła zaginięcie wnuka.