Chciał ogrzać kwiaty, więc kupił "węgiel" z Australii. Pali się tylko kilka sekund. "To śmieci"

Przedsiębiorca z województwa wielkopolskiego kupił "węgiel" z Australii. Surowiec miał posłużyć do ogrzania tunelów z kwiatami, ale pali się tylko przez kilka sekund. Nieco lepszy okazał się węgiel wenezuelski.

Problemy z dostępnością węgla wciąż się utrzymują. Rządzący apelują, by zakup surowca rozłożyć na kilka razy. Nie każdy może sobie jednak na to pozwolić. Sezon grzewczy dopiero się zaczyna, gospodarstwa domowe jeszcze nie są więc w najgorsze sytuacji. Część przedsiębiorców potrzebuje jednak już teraz opału dla swoich przedsiębiorstw. 

Zobacz wideo Czy wspólne zakupy węgla i gazu na poziomie unijnym są możliwe?

Węgiel z Australii okazał się w ogóle nie palić

Bogdan Królik, ogrodnik z Chrzypska Wielkiego, kupił za pośrednictwem polskiej firmy węgiel z Australii - pisze TVN24. W ten sposób chciał ogrzać foliowe tunele z kwiatami, głównie z tulipanami. Wyższa temperatura pozwala się im rozwijać nawet poza sezonem. 

Więcej informacji z kraju na stronie głównej Gazeta.pl 

Australijski węgiel okazał się jednak w ogóle nie palić. Po kilku sekundach od odstawienia płomienia z palnika gazowego rozgrzany surowiec gasł. - Ten węgiel to śmieci, którymi nie da się palić w piecu - mówi Bogdan Królik. Przedsiębiorca złożył reklamację, która nie została jednak rozpatrzona. 

Mimo tego przyznaje, że uda mu się zbilansować koszty zakupu trefnego surowca. Jak dodaje, zamówił też węgiel z Wenezueli. Ten się pali, choć jego jakość jest niższa niż paliw, których zazwyczaj używał przedsiębiorca. 

Branża ogrodnicza w tarapatach?

Bogdan Królik poinformował, że już w czerwcu stowarzyszenie producentów roślin ozdobnych ostrzegało rząd, że mogą wystąpić problemy z ogrzewaniem foliowych tuneli. Władze zadeklarowały dostawę 600 tys. ton węgla dla ogrodnictwa, ale - pytając o szczegóły - przedsiębiorcy usłyszeli, że sami mają coś zaproponować. 

O problemach branży kwiatowej mówił nam też Krzysztof Ignatowicz z Twojakwiaciarnia24.pl. Ceny kwiatów skoczyły o 30 proc., ze względu na wzrost kosztów prądu i ogrzewania. Z tego powodu obroty są niższe, a kwiaciarnie obniżają marżę, by przyciągnąć klientów. Problemy widać również u dostawców, z których część albo nie przetrwała, albo jest bliska bankructwa. 

Krzysztof Ignatowicz ma nadzieje, że branża kwiatowa przetrwa kryzys, bo pracuje w niej kilkadziesiąt tysięcy osób. Samych kwiaciarni w 2020 roku było 6,5 tys. - wylicza Forbes. A tylko 30 proc. z nich jest prowadzonych samodzielnie. Większość zatrudnia dodatkowe osoby.

Więcej o: