Do zaginięcia Kamila Kowalczuka z Gdańska (woj. pomorskie) doszło 25 września 2005 roku. Matka 10-letniego wówczas chłopca zgłosiła się na policję tuż przed północą, gdy dziecko nie wróciło do domu. Kamil wyszedł z mieszkania w dzielnicy Orunia ok. godz. 13. Wtedy był widziany po raz ostatni.
"Od momentu przyjęcia zgłoszenia, policjanci prowadzili intensywne poszukiwania chłopca, weryfikowali informacje, które docierały do nich w tej sprawie. Do działań wykorzystano przewodnika z psem służbowym. Funkcjonariusze sprawdzili szpitale oraz adresy, pod którymi mógł przebywać" - czytamy w komunikacie na stronie internetowej Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku.
Funkcjonariusze rozmawiali również z osobami, które mogły mieć wiedzę na temat miejsca pobytu Kamila, jednak nie przyniosły one przełomu w sprawie. Informacje o zaginięciu zostały przekazane wszystkim jednostkom policji, komunikaty trafiły też do mediów. Choć policja otrzymała wiele sygnałów dotyczących chłopca, do tej pory nie udało się ustalić jego losów.
Więcej informacji z kraju i ze świata znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Kamil Kowalczuk nadal uznawany jest za osobę zaginioną. Jego sprawę prowadzą funkcjonariusze z Komisariatu Policji I w Gdańsku, którzy wystąpili o wykonanie progresji wiekowej Kamila. Obecnie mężczyzna może mieć 27 lat. Zdjęcie, które wskazuje, jak może wyglądać obecnie, opublikowaliśmy na początku artykułu.
"W przypadku posiadania informacji, które mogą przyczynić się do odnalezienia zaginionego lub ustalenia jego miejsca pobytu, prosimy o kontakt z Komisariatem Policji I w Gdańsku przy ul. Platynowej 6F pod numerem tel. 47 741 67 22 lub pod numerem alarmowym 112" - apelują policjanci.