W materiale "Faktów" TVN opisana została dramatyczna sytuacja w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. W placówce 200 dzieci wciąż czeka na zabiegi operacyjne. W grafiku zabiegów są tylko te ratujące życie. Pozostałe są przekładane nawet o półtora roku. Powodem dramatycznej sytuacji jest brak pielęgniarek instrumentariuszek i anestezjologicznych.
Dr n. med. Aleksandra Jasińska, zastępczyni kierownika Kliniki Chirurgii, Urologii Dziecięcej i Pediatrii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego tłumaczyła, że na oddziele zdarzają się przypadki, gdy noworodek z wadą wrodzoną, który wymaga operacji w ciągu kilku dni po urodzeniu, musi czekać, aż zwolni się miejsce na bloku operacyjnym. Pierwszeństwo w takich sytuacjach pacjenci, którzy wymagają operacji ratującej życie.
- Niestety, nierzadko zdarzają się sytuacje, że nawet noworodek z wadą wrodzoną, który wymaga operacji w ciągu kilku dni po urodzeniu, musi czekać, musi zwolnić się miejsce na bloku operacyjnym, ponieważ jest pacjent, który wymaga operacji ratującej życie - mówiła.
Więcej informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
Z powodu braku pielęgniarek nowoczesna sala operacyjna jest niewykorzystywana. W Dziecięcym Szpitalu Klinicznym Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego aż połowa z ośmiu sal stoi pusta. To paraliżuje pracę wszystkich klinik zabiegowych w szpitalu.
Dyrekcja placówki podkreśla, że sprawa jest trudna. Szpital jest w złej sytuacji finansowej, więc pielęgniarki instrumentariuszki odchodzą. A dramatyczna sytuacja odbija się na dzieciach.
- My się absolutnie z tym nie zgadzamy. My, chirurdzy, nie chcemy brać odpowiedzialności za to, że nie możemy leczyć pacjentów, tak jak powinniśmy to robić, i w czasie jakim ci pacjenci wymagają tego leczenia - podkreśla Jasińska.
TVN przypomina, że pielęgniarek asystujących przy zabiegach brakuje w całym kraju. Z tego powodu operacje musiały zostać wstrzymane m.in. w Narodowym Instytucie Onkologii w Warszawie.