Aborcja w Polsce. Lekarz zataił przed pacjentką, że płód nie ma czaszki. Dowiedziała się w 7. miesiącu

Aborcja w Polsce w przypadku, gdy stwierdzona zostanie ciężka wada płodu, zgodnie z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego, jest nielegalna. Oznacza to, że kobieta nosząca w sobie chory płód jest zmuszona urodzić, nawet jeśli te nie będzie miało szansy na przeżycie. Jedną z takich osób jest pani Marina, która dopiero w siódmym miesiącu ciąży dowiedziała się, że płód nie ma kości pokrywy czaszki. Wcześniej informację przed nią zatajono.

W środę 21 września na antenie TVN 24 został wyemitowany reportaż o pani Marinie, która dopiero dwa miesiące przed planowanym porodem dowiedziała się, że płód, który nosi, nie ma kości pokrywy czaszki. Wcześniej, w 17. tygodniu ciąży (koniec czwartego miesiąca) lekarz zapewniał, że wszystko jest w porządku i poinformował pacjentkę, że najprawdopodobniej urodzi dziewczynkę. "Zmierzył nawet główkę" i nie powiedział pani Marinie, że jej nie ma - dowiadujemy się z reportażu TVN 24. 

Zobacz wideo PO zmienia zdanie ws. aborcji. Nowacka: Cieszę się, że politycy dojrzewają do pewnych decyzji

Aborcja w Polsce. W 30. tygodniu ciąży matka dowiedziała się, że głowa dziecka kończy się na wysokości oczu

Aborcja w Polsce jest w tej chwili możliwa wyłącznie w dwóch przypadkach: gdy ciąża jest wynikiem gwałtu lub kiedy zagraża życiu kobiety. Przed wyrokiem TK, aborcja była przeprowadzana także w sytuacji wykrycia ciężkiej wady płodu. Pani Marina powiedziała TVN 24, że o wadzie dowiedziała się dopiero w 30. tygodniu ciąży (w siódmym miesiącu), kiedy udała się do innego lekarza. Początkowo pytała lekarki, jak opiekować się chorym dzieckiem, nie wiedziała, że wada jest na tyle poważna, że nie ma szans na przeżycie. - To jest dziecko, którego głowa kończy się na wysokości oczu, które w miejscu czaszki ma olbrzymią ranę - wyjaśniała w TVN 24 prof. Marzena Dębska, która poinformowała panią Marinę o wadzie płodu. 

Przeczytaj więcej informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl

Warszawa. Lekarze odmówili przeprowadzenia aborcji, interweniował dyrektor szpitala

"Marina nie chciała kontynuować ciąży, bo każdy kolejny dzień umacniał jej więź z dzieckiem, które i tak miało umrzeć. Miała depresję i myśli samobójcze. Otrzymała zaświadczenie od psychiatry, który stwierdził, że kontynuacja ciąży może zagrażać jej zdrowiu i życiu" - relacjonuje Fundacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny FEDERA, która pomagała kobiecie. 

W 31. tygodniu ciąży pani Marina zgłosiła się do Szpitala Specjalistycznego "Inflancka", gdzie odmówiono terminacji ciąży. Decyzję zmienił dyrektor placówki prof. Łukasz Wicherek po powrocie z urlopu. Ostatecznie w 33. tygodniu ciąży wywołano poród, dziecko urodziło się martwe. "Marina nie chciała na nie spojrzeć, bo jak twierdzi 'nie przeżyłaby tego'" - opisuje FEDERA.

Barbara Nowacka: W tej chwili prawo sprowadziło kobietę do roli inkubatora

- Aborcja to nie jest sprawa światopoglądowa i obyczajowa - mówiła zaledwie kilka dni wcześniej w Gazeta.pl posłanka Koalicji Obywatelskiej Barbara Nowacka. I dodała, że "w tej chwili prawo sprowadziło kobietę do roli inkubatora, która ma donosić płód, czasami dramatycznie uszkodzony". Podkreśliła, że prawo "jest do czego innego". Zdaniem posłanki referendum w prawie aborcji jest "przerzucaniem odpowiedzialności na innych". 

Śmierć Izabeli z Pszczyny. Mija rok od kiedy kobieta odeszła

Dokładnie rok temu, 22 września 2021 roku, 30-letnia Izabela zmarła w szpitalu w Pszczynie, do którego trafiła w 22. tygodniu ciąży. Kobieta znalazła się w lecznicy po tym, gdy odeszły jej wody płodowe. Lekarze postanowili poczekać z wykonaniem aborcji do czasu aż płód, który nosiła w sobie, obumrze. Od momentu kiedy trafiła do szpitala, wysyłała do swojej mamy SMS-y, w których pisała, że czuje się coraz gorzej, mimo to lekarze nie zdecydowali się na wcześniejsze usunięcie płodu. Kobieta zmarła z powodu wstrząsu septycznego.

Więcej o: