Władimir Putin przekazał, że w środę 21 września w Rosji rozpoczyna się częściowa mobilizacja. O decyzji poinformował już parlament. - Tylko obywatele, którzy są w rezerwie, będą podlegać poborowi - powiedział Putin. Nakazał również ustalić status ochotników i milicji Donbasu.
Zdaniem byłego prezydenta deklaracja Władimira Putina to przyznanie się do porażki.
- Ten medal ma dwie strony. Po pierwsze, Ukraina będzie miała na głowie liczniejszą liczbę rekrutów armii rosyjskiej. Z drugiej strony społeczeństwo rosyjskie będzie dostawało informację od swoich własnych synów, ojców, braci o tym co się dzieje, że to jest prawdziwa wojna, a nie operacja specjalna - stwierdził Bronisław Komorowski.
Więcej informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
- Ta mobilizacja to jest w pewnej mierze przyznaniem się do porażki, że jego operacja specjalna spaliła na panewce - mówił.
- Ukraina ma się czego obawiać. Zachód blefowania Putina według mnie nie powinien się bać, aż tak bardzo. Putin próbuje, szachuje. Straszy świat zachodni użyciem broni atomowej od dawna - kontynuował Bronisław Komorowski.
Samozwańcze Doniecka i Ługańska Republiki Ludowe ogłosiły referenda o przyłączeniu do Federacji Rosyjskiej, które potrwają pięć dni, a rozpoczną się już w najbliższy piątek.
- To nie jest nic nowego. Wiadomo, że Rosja Putina miała takie plany, żeby przeprowadzić referenda […], żeby zyskać pozór akceptacji ze strony mieszkańców. Tyle, że część z tych okupowanych terytoriów została przez Ukraińców odbita, odzyskana. [...] Myślę, że skończy się to słabą frekwencją, bo Ukraina będzie wzywała do bojkotu tych referendów - komentował Komorowski. - Rosja, już dawno twierdziła, że okupowana tereny, np. Krym, należą do niej. Tutaj się naprawdę nie wiele zmienia. To będą pozorne argumenty […]. Wszyscy wiemy, że to jest blef. Putin mówi, straszy, ale przegrywa tę wojnę. Nie osiągnął zakładanych celów. - stwierdził.
We wtorek liderzy opozycji uczestniczyli w spotkaniu zorganizowanym przez byłych prezydentów - Aleksandra Kwaśniewskiego i Bronisława Komorowskiego. Jego hasłem przewodnim było "Bezpieczeństwo wschodniej flanki NATO - rola Polski". Wśród uczestników spotkania byli wicemarszałek Sejmu i współprzewodniczący Nowej Lewicy Włodzimierz Czarzasty, przewodniczący PO Donald Tusk, prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz i przewodniczący Polska 2050 Szymon Hołownia. Na spotkaniu był także ambasador USA w Polsce.
- Nie sądzę, żeby to był koniec. Będziemy kontynuowali z prezydentem Kwaśniewskim tego rodzaju inicjatywę. Widać, że ona chwyciła - mówił nam w środę Bronisław Komorowski, komentując spotkanie.
- Oni [liderzy partii opozycyjnych – red.] mieli możliwość wygłoszenia swoich tez. […] Całe to spotkanie miało na celu pokazanie opinii publicznej wszystkich tych liderów razem oraz przekonanie ich samych, że można nie tak trudno znaleźć obszary ważne strategicznie dla Polski, a dostępne do porozumienia między siłami politycznymi. Partie polityczne są skazane na ciągłą konkurencję, ale można pokazać takie obszary życia politycznego, problemów politycznych, gdzie jest łatwiej, albo trudniej znaleźć jakiś konsensus - stwierdził były prezydent.
Włodzimierz Czarzasty podczas wystąpienia stwierdził, że opozycja powinna być odpowiedzialna i rozmawiać ze sobą. - Nie jest najważniejsze, czy będzie lista jedna, czy dwie, czy trzy. Ważne jest to, by te listy były zwycięskie, by odsunąć PiS od władzy - oświadczył. Jak wskazał, "polskie rodziny w ostatnich miesiącach ostatecznie dostrzegły, że PiS nie zapewni im bezpieczeństwa". - Patrzę więc w stronę opozycji z nadzieją - musimy współpracować, wykazywać się rozsądkiem i umiarem, by nie zawieść tych nadziei. Bezpieczeństwo to współpraca - mówił wicemarszałek Sejmu.
Wystąpienie jednego z liderów Lewicy nie do końca jednak spotkało się z pozytywnym odzewem wśród liderów opozycji.
- Nikt nie lubi być dociskany do ściany i zmuszany do jakichś deklaracji. Takie rzeczy się przygotowuje, rozmawia, uzgadnia i dopiero potem się je zgłasza i to razem, a nie osobno - skomentował deklarację Czarzastego, Komorowski.
- Ja uważam, że dziś ważniejsze jest nie deklarowanie czegokolwiek, tylko realne przygotowanie takiego minimum dla partii, które po wyborach będą miały okazje współtworzyć rząd. Po klęsce, jak zakładam Prawa i Sprawiedliwości - mówił dalej prezydent.