Wyrok ws. "Skóry". Były policjant o skazanym: Pierwszy tom akt. Idealnie pasował do portretu psychologicznego

- Zadzwonił lekarz, który robił sekcję zwłok i powiedział: "Panowie, jest problem, mamy do czynienia z czymś makabrycznym". Powiedział, że rzeczywiście jest to fragment ludzkiej skóry, ale skóry, która została precyzyjnie oddzielona od ciała - relacjonował w RMF FM Dariusz Nowak. Były rzecznik małopolskiej policji opowiedział o jednej z najgłośniejszych zbrodni w Polsce, w sprawie której właśnie zapadł wyrok.

W środę Robert J., nazywany "Kuśnierzem z Krakowa", został skazany na karę dożywotniego więzienia. Chodzi o głośną sprawę o kryptonimie "Skóra", czyli brutalnego zabójstwa studentki Katarzyny Z. Wyrok Sądu Okręgowego w Krakowie nie jest prawomocny.

W rozmowie z RMF FM o szczegółach pracy policjantów przy tej sprawie opowiedział Dariusz Nowak, były funkcjonariusz i rzecznik małopolskiej policji.

"Oskórował człowieka tak, jak skóruje się zwierzę, chociaż zwierzę się wcześniej zabija"

- To był styczeń 1999 roku, 23 lata temu. Najpierw był telefon do oficera dyżurnego. Zadzwonił kapitan barki, która pcha urobek czy piasek po Wiśle i powiedział, że coś się wciągnęło w śrubę tej barki. Powiedział dokładnie: "coś". Pojechaliśmy tam w pięciu i na pokładzie tej barki leżało coś, co faktycznie przypominało ludzką skórę, ale nie do końca. To mógł być także kawałek jakiegoś materiału lub guma - powiadał Nowak. Dalej relacjonował, że policja przekazała fragment znalezionej skóry do Zakładu Medycyny Sądowej.

Zobacz wideo Macierewicz o opozycji: Oni krzyczą ze strachu, broniąc Tuska

- (...) Kilka dni później zadzwonił lekarz, który robił sekcję zwłok i powiedział: "Panowie, jest problem, mamy do czynienia z czymś makabrycznym". Powiedział, że rzeczywiście jest to fragment ludzkiej skóry, ale skóry, która została precyzyjnie oddzielona od ciała. Że zrobił to ktoś, kto miał fachową wiedzę, czyli mógłby to być np. lekarz lub rzeźnik. Ktoś, kto świetnie posługiwał się skalpelem, bo wyglądało na to, że mógł być to albo bardzo ostry nóż, albo żyletka, albo właśnie skalpel - opowiedział były policjant. - Wtedy rzeczywiście postawiło to nas wszystkich na nogi - nie tylko w Krakowie, nie tylko w Małopolsce, ale w całej Polsce, bo mieliśmy do czynienia z czymś, czego w powojennej historii Polski po prostu nie było. Zabójca nie tyle, że zabił, ale wyglądało na to, że ściągnął tę skórę - przynajmniej tak mówił lekarz - z człowieka w momencie, kiedy on jeszcze żył. Czyli oskórował człowieka tak, jak skóruje się zwierzę, chociaż zwierzę się wcześniej zabija. To była makabra - dodał.

"Idealnie pasował do sporządzonego portretu psychologicznego"

Jak przyznał, Robert J. "przez wiele lat był on w kręgu podejrzanych" i jego nazwisko znajdowało się w pierwszym tomie akt. W spisie ludzi, którzy potencjalnie mogli być odpowiedzialni za brutalne morderstwo, znajdowało się 60 nazwisk. - Prawdopodobnie dzielnicowy z tego rejonu, który znał go i jego przeszłość, wiedział, jak się zachowywał, przyniósł te informacje i powiedział, żeby go wpisać, bo według niego ten człowiek mógł to zrobić. I on znalazł się na tej liście. Był wielokrotnie sprawdzany, ale nigdy nie było jakiegoś punktu zaczepienia, dowodów na to, że on to zrobił. Idealnie pasował do sporządzonego portretu psychologicznego sprawcy. Natomiast nie było dowodów, że faktycznie to on zabił - powiedział Nowak. 

Sprawa "Skóry"

W styczniu 1999 roku z Wisły został wyłowiony fragment ludzkiej skóry. Badania wykazały, że to szczątki zaginionej rok wcześniej studentki religioznawstwa Katarzyny Z. Morderstwo przez lata należało do niewyjaśnionych spraw w polskiej kryminalistyce. W końcu zajęło się nią tzw. Archiwum X. W październiku 2017 roku na krakowskim Kazimierzu prokuratura zatrzymała Roberta J.

Sprawa była nazywana jedną z największych zagadek polskiej kryminalistyki. Akt oskarżenia liczył cztery tomy - około 800 stron.

Według ustaleń śledczych Robert J. miał popełnić zbrodnię z powodu zaburzeń preferencji seksualnych o cechach sadystycznych i fetyszystycznych - donosi RMF FM. Mężczyzna miał więzić ofiarę i stosować wobec niej przemoc zarówno fizyczną, jak i psychiczną. Miał jej też podawać określone związki chemiczne, m.in. leki przeciwpsychotyczne i przeciwlękowe.

Zgodnie z ustaleniami miał rozkawałkować ciało studentki i wrzucić je do rzeki. Tożsamość kobiety została ustalona dzięki badaniom genetycznym. Postępowanie w całości było oparte na poszlakach. 

Obrońcy Roberta J. zapowiedzieli złożenie apelacji

W środę krakowski ogłosił wyrok w tej sprawie.  

- Oskarżonego Roberta J. sąd uznaje za winnego tego, że w nieustalonym dniu w okresie 12 listopada 1998 do dnia 14 stycznia 1999 roku, działając z mieszanej motywacji, zasługującej na szczególne potępienie, pozbawił życia Katarzynę Z., po czym dokonał zdjęcia znacznej powierzchni powłok ciała pokrzywdzonej, w tym gruczołów piersiowych, i wypreparował intymne części ciała. Następnie w celu ukrycia zbrodni dokonał rozkawałkowania zwłok pokrzywdzonej poprzez odcięcie powłok tułowia, oddzielenie głowy, kończyn górnych i dolnych oraz pośladków, czym zbezcześcił zwłoki ludzkie Wyrzucił dwa odcięte pośladki i prawą kończynę dolną do Wisły, a skórę tułowia wraz z puklem włosów do komory napędu wodnego pchacza Łoś K19, zacumowanego w pobliżu prawego nadbrzeża Wisły - ogłosiła sędzia Beata Marczewska. 

Uzasadnienie wyroku jest niejawne. Obrona J. zapowiedziała złożenie apelacji. 

Więcej o: