Wielkie podpisywanie umów na polskie uzbrojenie. 7,9 miliarda w dwa dni i gorzka radość

Armatohaubice Krab, wozy rozpoznawcze, kabiny dowodzenia, ciężarówki i celowniki. To lista produktów, które uroczyście zamówił od polskiego przemysłu na targach w Kielcach minister obrony Mariusz Błaszczak. Łączna kwota robi wrażenie: 7,9 miliarda złotych.

Można by się tylko cieszyć, gdyby nie świadomość, że łączna kwota dopiero co podpisanych umów z koreańskim przemysłem to 33,4 miliarda złotych, które częściowo mogły zostać w Polsce. Tę wyraźną różnicę warto mieć w głowie, kiedy się czyta lub słucha wypowiedzi ministra Mariusza Błaszczaka, lub innych oficjeli obecnych na targach zbrojeniowych MSPO w Kielcach, zapewniających o ich trosce o polski przemysł.

- Kiedy Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory, postawiliśmy na bezpieczeństwo. To jest właśnie priorytetem polskich władz. Przygotowaliśmy się konsekwentnie do tego, żeby zbudować zdolności obronne Polski i wzmacniać Wojsko Polskie - mówił między innymi minister. Stwierdził również, że: "siłą polskiego przemysłu zbrojeniowego jesteśmy w stanie zapewnić silną pozycję Wojska Polskiego".

Zobacz wideo

Pokaźna lista nowych umów

Doroczny Międzynarodowy Salon Przemysłu Obronnego w Kielcach to tradycyjnie największe wydarzenie tego rodzaju w Polsce i okazja do uroczystego podpisywania umów z polskim przemysłem zbrojeniowym na dostawy nowego sprzętu. W tym roku minister parafował ich siedem. Z każdej można się cieszyć, bo to potrzebny sprzęt, prezentujący dobry poziom i tworzony przez polskie firmy.

Największa umowa została podpisana jeszcze w poniedziałek, przed formalnym rozpoczęciem targów. Dotyczy zamówienia dodatkowych armatohaubic Krab z Huty Stalowa Wola (HSW), należącej do Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Za 3,8 miliarda złotych mają powstać dwa Dywizjonowe Moduły Ogniowe, co oznacza dwa kompletne zestawy wyposażenia dla dywizjonów artylerii. Łącznie 48 armatohaubic Krab, 18 wozów dowodzenia, 12 wozów amunicyjnych, 4 wozów dowódczo-sztabowych i dwóch mobilnych warsztatów. Wszystko to ma zostać wyprodukowane w latach 2025-27, czyli po tym jak zakończy się produkcja na podstawie umowy z 2016 roku i produkcja dla Ukrainy na podstawie umowy z tego roku. To dodatkowe zamówienie jest czymś na otarcie łez dla HSW, po zamówieniu 212 analogicznych armatohaubic K9A1 z Korei Południowej. Opisywaliśmy już wcześniej szczegółowo, jak skupiając się wyłącznie na terminach, MON storpedował przyszłość jednego z najbardziej perspektywicznych polskich systemów uzbrojenia.

Druga największa umowa podpisana w Kielcach dotyczy dostaw wozów rozpoznawczych na potrzeby tak zwanych Kompanijnych Modułów Ogniowych wyposażonych w moździerze samobieżne Rak. Firma Rosomak należąca do PGZ ma ich wyprodukować 30 w latach 2024-26 za cenę 1,59 miliarda złotych. Wozy rozpoznawcze są brakującym ogniwem pododdziałów uzbrojonych w Raki. Mają im zapewnić możliwość samodzielnego wykrywania i wskazywania celów przy użyciu między innymi dronów Warmate, kamer, lornetek i dalmierzy. Zarówno moździerze jak i wozy rozpoznawcze wykorzystują powszechnie znane podwozie z transportera opancerzonego Rosomak.

Trzecia największa umowa dotyczy dostaw tak zwanych węzłów łączności z Wojskowych Zakładów Łączności nr.1, również należących do PGZ. Mają powstać 43 w latach 2023-26 za 880 milionów złotych. To transportowane ciężarówkami i umieszczone na ustandaryzowanych paletach zestawy urządzeń, które pozwalają tworzyć w terenie bezpieczną bezprzewodową sieć łączności dla wojska. Coś w rodzaju przewoźnych masztów dla telefonii komórkowej, ale znacznie mniejszych. Rzecz mało ekscytująca, ale niezwykle ważna dla wojska, które do sprawnego działania potrzebuje pewnego systemu łączności.

Za prawie tyle samo pieniędzy zamówiono ciężarówki terenowe z firmy Jelcz, też należącej do PGZ. Łącznie 549 pojazdy dwóch różnych typów (cztero- i sześciokołowe). Jelcz ma je wyprodukować w latach 2023-27 za 877 milionów złotych. Umowa zawiera zapis o opcji na kolejne 1550 pojazdów za dwa miliardy złotych. Najpewniej w kolejnych latach wojsko z niego skorzysta, bo jego potrzeby w zakresie nowych ciężarówek terenowych są ogromne. Potrzeba ich tysięcy, nie setek, aby zastąpić masy staroci pozostałych po PRL.

Kolejna umowa dotyczy kabin dowodzenia dla baterii systemów przeciwlotniczych i przeciwrakietowych Wisła. Wykona je konsorcjum firm należących do PGZ za kwotę 500 milionów złotych w latach 2024-25. Pod pojęciem kabin dowodzenia kryją się umieszczone w kontenerach zestawy urządzeń i elektroniki koniecznych do sprawnego zarządzania bateriami systemu Wisła przy pomocy amerykańskiego oprogramowania IBCS. Od łączności, przez komputery po stanowiska dla operatorów i dowódców.

Ostatnia z podpisanych umów dotyczy różnego rodzaju optoelektroniki od firmy PCO, też należącej do PGZ. Oznacza to takie urządzenia jak lornetki działające w termowizji (pozwalające obserwować teren w podczerwieni, czyli skutecznie wykrywać ciepłe obiekty, takie jak człowiek czy pojazd) i noktowizji (wzmacniające szczątkowe światło gwiazd czy Księżyca), oraz celowniki termalne montowane na karabinkach. Łącznie zamówiono pięć tysięcy urządzeń, głównie lornetek, za 245 milionów złotych z terminem dostaw w latach 2022-25. Zakup może i najmniejszy, ale niezwykle ważny wobec poważnego niedoboru sprzętu tego rodzaju w polskim wojsku. Smuci tylko to, że zamówiono tego rodzaju urządzeń tak relatywnie niewiele.

Dodatkowo podpisano umowę z prywatną firmą Grupa WB, na opracowanie nowych dronów rozpoznawczo-uderzeniowych Gladius w ramach programu o takiej samej nazwie. Opisywaliśmy go szeroko wcześniej. Chodzi o awangardowy system, umożliwiający prowadzenie rozpoznania i ataków przy pomocy dronów-kamikadze. Efektem podpisanej teraz umowy ma być stworzenie i wyprodukowanie kilku prototypów do 2026 roku. Za cenę 50 milionów złotych.

Kupowanie na już bez patrzenia w przyszłość

Wszystkie opisane powyżej umowy po zsumowaniu są warte 7,9 miliarda złotych brutto. W porównaniu do lat ubiegłych to znacząca kwota dla polskiego przemysłu obronnego. Można by być pod wrażeniem, gdyby nie zmiana realiów. MON jest obecnie w trybie szału zakupowego związanego z efektami wojny w Ukrainie, oraz wieloletnich zaniedbań. Wielomiliardowe zamówienia i deklaracje zamówień idących w miliardy stały się czymś powszednim. Dopiero co w sierpniu Błaszczak podpisał umowy z przemysłem Korei Południowej na dostawy czołgów K2 i armatohaubic K9 za 33,4 miliarda złotych brutto. Mają one być tylko wstępem do kolejnych umów zakładających produkcję tychże systemów uzbrojenia w Polsce w większych ilościach, które będą opiewać na jeszcze większe kwoty. Do tego ma zostać jeszcze podpisana umowa wykonawcza na dostawy 48 szkolno-bojowych samolotów FA-50, która też na pewno będzie opiewać na miliardy. Nie wspominając o także zawartych w tym roku umowach na amerykańskie czołgi M1 Abrams za około 25 miliardów złotych brutto. Czeka nas dodatkowo jeszcze zakontraktowanie dostawy używanych czołgów tego typu.

Nie jest to pełen wykaz umów na zakup uzbrojenia podpisanych w tym roku przez MON, ale różnica na niekorzyść polskiego przemysłu jest ewidentna i taka pozostanie. Nasz przemysł zbrojeniowy jest nie dość rozwinięty, aby zaopatrywać nasze wojsko w liczne nowoczesne systemy uzbrojenia. Trzeba kupować zza granicy. Byłoby jednak rozsądne przy okazji starać się też nasz przemysł rozwinąć, aby z czasem można było produkować więcej w kraju, płacąc pensje polskim pracownikom i podatki państwu. Zwłaszcza że w najbliższych latach wydatki na zbrojenia mają gwałtownie rosnąć. Niestety, wsparcie MON dla prac badawczo-rozwojowych, które mogłyby w przyszłości owocować nowoczesnymi polskimi systemami uzbrojenia, jest znikome. Z czasem będziemy więc kupować jeszcze więcej broni za granicą. Ewentualnie produkować w Polsce na licencji.

Więcej o: