Historię chłopca jako pierwszy opisał dziennikarz Onetu Tomasz Mateusiak. 11-letni Karol w czwartek 18 sierpnia uciekł z domu, który znajduje się na granicy Skrzypna i Bańskiej Wyżyny w Małopolsce. Siedem kilometrów dalej, w Zębie, zapukał do jednego z budynków. Chłopiec był roztrzęsiony i zapłakany. Obcych ludzi poprosił o coś do jedzenia i picia. Zapytany o to, co się stało, odpowiedział, że uciekł z domu po tym, jak jego mama po raz kolejny mocno go pobiła.
Na miejsce wezwana została policja. Funkcjonariusze wysłuchali historii chłopca i zdecydowali, że 11-latek musi zostać zbadany przez lekarza. Wieczorem w Szpitalu Powiatowym w Nowym Targu wykonano obdukcję dziecka. Według ustaleń Onetu badania ujawniły ślady pobicia, z czego wiele nie było świeżych. Nad chłopcem znęcano się więc od dłuższego czasu.
O sprawie natychmiast dowiedział się Sąd Rodzinny w Nowym Targu, prokuratura i urzędnicy. Chłopiec został umieszczony w rodzinie zastępczej. Prokuratura, z uwagi na dobro dziecka, nie udziela więcej informacji na temat postępowania, które jest prowadzone w jego sprawie. W domu przebywają jednak pozostałe dzieci - dwie dziewczynki w wieku 9 i 8 lat oraz chłopiec w wieku 7 lat.
Przeczytaj więcej aktualnych informacji na stronie głównej Gazeta.pl.
Dziennikarz Onetu ustalił natomiast, że rodzina, z której uciekł chłopiec, kilka lat temu adoptowała czwórkę dzieci - rodzeństwo, które odebrano od uzależnionych od narkotyków rodziców. Miało to miejsce po tym, jak ich własne dzieci zmarły. - Oni te dzieci adoptowali i dali swoje nazwisko. Dlatego w świetle prawa to są ich dzieci i my nie mieliśmy żadnych podstaw prawnych, by kontrolować taką rodzinę ot tak sobie. Interwencję można zrobić, gdy są sygnały o czymś niepokojącym. My wcześniej takich nie mieliśmy - powiedziała Aneta Wójcik, dyrektorka Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Nowym Targu.
Jak się okazało, podejrzenia o tym, że Karol może być ofiarą przemocy, pojawiły się już wcześniej. Były bowiem okresy, gdy 11-latek nie przychodził do szkoły na 2-3 tygodnie. Nauczyciele po zauważeniu siniaków i tego, że chłopiec jest przestraszony, zawiadomili kuratorium oświaty. "Nie wiadomo dlaczego wówczas sprawa straciła rozpęd" - pisze Tomasz Mateusiak.