Nakleili na biurze PiS plakat z środkowym palcem Lichockiej, ścigała ich prokuratura. Jest wyrok sądu

Zapadł wyrok w sprawie aktywistów, którzy zawiesili plakat ze słynnym zdjęciem palca posłanki Joanny Lichockiej i napisem "Pacjenci. PiS ma gest. Zamiast na leczenie raka dali 2 miliardy na TVP" na biurze partii rządzącej. Prawna batalia trwała ponad dwa lata. Ostatecznie Sąd Okręgowy w Kielcach zdecydował, że doszło do wykroczenia.

Aktywiści Patryk Stępień i Iwona Marczak w lutym 2020 roku w ramach protestu zawiesili plakaty z wizerunkiem Joanny Lichockiej i jej środkowym palcem oraz napisem: "Pacjenci. PiS ma gest. Zamiast na leczenie raka dali 2 miliardy na TVP" na drzwiach i oknie biura posła partii rządzącej Andrzeja Kryja w Ostrowcu Świętokrzyskim. Pracownica biura, usuwając komunikat, uszkodziła ażurową naklejkę na drzwiach. Parlamentarzysta oszacował straty na 1000 zł i złożył zawiadomienie. Prokuratura postawiła aktywistom zarzuty uszkodzenia mienia. 

Więcej informacji ze świata i kraju znajdziesz na stronie głównej portalu Gazeta.pl.

Zobacz wideo Gest Lichockiej przykrył konwencję Dudy? Łapiński komentuje

Koniec sądowej przepychanki. Stopień zawinienia i społecznej szkodliwości nie był wysoki.

Zarówno prokuratura, jak i obwinieni i ich obrońcy, wnieśli o apelację od wcześniejszego wyroku Sądu Rejonowego w Ostrowcu Świętokrzyskim.

Przypomnijmy, organ sprawiedliwości 21 lutego uznał Patryka Stępnia i Iwonę Marczak za winnych uszkodzenia mienia. Zostali zobowiązani do: naprawienia szkody, zapłaty na rzecz posła Andrzeja Kryja z Prawa i Sprawiedliwości, obarczeni karą grzywny po 500 zł, opłacenia kosztów sądowych po 657 zł. Polityk domagał się także od aktywistów zwrotu w wysokości 2460 złotych, jakie poniósł, zatrudniając pełnomocnika prawnego. Sąd nie przychylił się do jego wniosku.

Prawomocny wyrok w sprawie zapadł w czwartek 25 sierpnia w Sądzie Okręgowym w Kielcach. Sąd stwierdził, że ten w Ostrowcu w sposób "niezwykle skrupulatny" przeprowadził proces i ocenił dowody. Zgodził się, co do tego, że Patryk Stępień i Iwona Marczuk dopuścili się zniszczenia mienia i popełnili wykroczenie, a nie - jak chciała prokuratura - przestępstwo. Odstąpił jednak od wymierzenia im kary, bo uznał, że stopień zawinienia i społecznej szkodliwości nie był wysoki.

- Ten stopień szkodliwości jest znikomy, biorąc pod uwagę motywy i pobudki działania obwinionych, chęć pokojowej manifestacji niezadowolenia, sprzeciwu wobec działalności organów państwa, czy też niewielki rozmiar popełnionej szkody - mówiła w uzasadnieniu wyroku sędzia Ewa Opozda-Kałka. - Sąd odwoławczy wyraża przekonanie, że sam fakt prowadzenia przeciwko obwinionym tego postępowania, przypisania im winy, już jest wystarczający co do tego, że cele kary zostaną osiągnięte - podsumowała.

"Korzystne, choć nie tak korzystne, jak to, czego oczekiwaliśmy"

Oznacza to, że Patryk Stępień i Iwona Marczuk nie muszą zapłacić grzywny, ani nie są obarczeni odpowiedzialnością finansową za uszkodzenia na biurze poselskim polityka Prawa i Sprawiedliwości.

- Sąd uznał, że doszło do wykroczenia, a nie do przestępstwa. Stwierdził, że to taka błahostka, że karanie nie ma sensu ani uzasadnienia. To oczywiście korzystne, choć nie tak korzystne, jak to, czego oczekiwaliśmy. A domagaliśmy się albo uniewinnienia, albo umorzenia z powodów braku właściwej skargi osoby uprawnionej. Wychodzimy z poczuciem umiarkowanego sukcesu, natomiast klienci będą decydować, czy próbować coś z tym jeszcze zrobić - cytuje słowa mecenasa Edwarda Rzepki, jednego z obrońców Patryka Stępnia i Iwony Marczuk, "Gazeta Wyborcza".

Więcej o: