Piontkowski mówi o zarobkach nauczycieli. Nauczycielka: Odchodzę z powodów ekonomicznych

Wiceminister edukacji Dariusz Piontkowski oszacował zarobki nauczyciela mianowanego, ze wszystkimi dodatkami, na ok. 6,9 tys. zł. - To kłamstwo - ocenia krótko nauczycielka z dziesięcioletnim stażem, która w lipcu odeszła z pracy w państwowej szkole podstawowej. Jak dodaje, z powodów ekonomicznych.

W środę w radiowej Jedynce wiceminister edukacji i nauki odpowiadał na pytanie o aktualne zarobki nauczycieli. Prowadzący wywiad podał przykład polonisty w podstawówce, w zawodzie od 10 lat.

Więcej aktualnych informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl

Zobacz wideo Żołnierze składają życzenia z frontu: Wszystkiego najlepszego Ukraino!

Piontkowski: Nauczyciel mianowany z dziesięcioletnim stażem zarabia ok. 6,9 tys. zł

Jeżeli jest to stopień nauczyciela mianowanego, jego wynagrodzenie średnie ze wszystkimi dodatkami, to jest przeciętnie około 6,8 czy 6,9 tys. zł

- stwierdził Dariusz Piontkowski, dodając, że to kwota na rękę, łącznie z dodatkami za wychowawstwa i staż pracy. Wiceszef MEiN zapewnił, że wynagrodzenie nauczyciela może być zdecydowanie wyższe, jeśli ma nadgodziny. Nauczyciel rozpoczynający pracę w szkole dostaje z kolei 4 tys. zł wynagrodzenia. 

Oczywiście nie jest to dużo, ale ten zawód daje perspektywę awansu także finansowego i ma pewne zalety, np. dwumiesięczne wakacje

- powiedział Piontkowski.

Minister mówił o średnim wynagrodzeniu. Sytuację finansową nauczycieli oddaje wysokość wynagrodzenia zasadniczego, które obowiązuje wszystkich nauczycieli w Polsce i o których mówią związki zawodowe. Od 1 września wyniesie ono: 3424 złote dla nauczycieli początkujących (to nowy stopień awansu, który zastąpił nauczycieli stażystów i kontraktowych), 3597 złotych dla nauczyciela mianowanego oraz 4224 złote dla nauczycieli dyplomowanych. Wszystkie kwoty to kwoty brutto.

Różnicę między średnim a zasadniczym wynagrodzeniem wyjaśniliśmy w poniższym tekście:

Nauczycielka z dziesięcioletnim stażem: Odchodzę z powodów ekonomicznych

Tydzień przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego w polskich szkołach łącznie brakuje, według różnych szacunków, od 13 do nawet ponad 20 tysięcy nauczycieli. Dlaczego, skoro zarobki są na takim poziomie, o jakim mówi Piontkowski, a do tego są dwa miesiące wakacji i możliwości rozwoju? 

Zapytaliśmy o to nauczycielkę z dziesięcioletnim stażem (dane do wiadomości redakcji). Uczyła w szkole podstawowej i była wychowawczynią nauczania wczesnoszkolnego. Awans zawodowy przerwał i anulował jej urlop macierzyński. W lipcu zakończyła pracę w szkole publicznej. Od września będzie uczyć w placówce prywatnej. 

Powody decyzji? Przede wszystkim ekonomiczne. W nowej pracy jest jasny system rozliczania godzin nadliczbowych i system premiowania nauczycieli. Będę pracować 40 godzin tygodniowo, a nie przysłowiowe 18. Nigdy nie pracowałam 18 godzin

- mówi nasza rozmówczyni. I podkreśla raz jeszcze: "Nauczyciel nie pracuje 18 godzin tygodniowo". 

Piontkowski o zarobkach nauczycieli. "To kłamstwo"

Nauczycielka klas I-III słowa wiceministra o zarobkach nauczycieli oceniła krótko: "To kłamstwo". Nie sądzi też, aby ziściły się kolejne zapowiedzi o podwyżkach pensji w systemie oświaty. 

Nasza rozmówczyni podkreśla, że liczebność klas w szkołach jest zbyt duża. - To ogromna odpowiedzialność, nieadekwatna do pozostałych warunków zatrudnienia. Nauczyciel odpowiada za wszystko. Rodzice oddają nam dziecko z przekonaniem, że je nauczymy i wychowamy zamiast nich. To tak nie działa. Musimy współpracować, opiekunowie też muszą wychowywać i uczyć - podkreśla. 

Rodzice oczekują wszystkiego, a kuratoria i ministerstwo? - W zasadzie nie wiemy, brakuje jasnych i czytelnych przepisów dotyczących podstawy programowej. Rozmyte są też konkrety w sprawie awansu zawodowego - mówi nam. Pedagożka od blisko dekady nie zrobiła drugiego stopnia awansu zawodowego. - Miałam przerwę spowodowaną pojawieniem się dzieci. Jest między nimi rok różnicy, zatem moja przerwa w pracy w szkole to dwa i pół roku. Awans może być "zawieszony" na rok. Więc pierwszy rok "ubiegania" się o stopień nauczyciela mianowanego przepadł. Po powrocie zaczynałam wszystko od początku - opowiada nauczycielka.

Wśród innych powodów decyzji o zmianie kierunku swojej drogi zawodowej wskazuje chęć rozwoju. - Skończyłam studia podyplomowe na niejednym kierunku, mogę pracować z różnymi uczniami, na różnych poziomach ich nauki i rozwoju. Chcę to wykorzystać - zapewnia.

W szkole publicznej nauczyciele przygotowują, wypełniają, zbierają, archiwizują mnóstwo dokumentów. - Papierologia jest wszechobecna. Po zakończeniu roku szkolnego drukujemy dzienniki elektroniczne, żeby móc je zarchiwizować i przechowywać przez kilkanaście lat w formie papierowej - tłumaczy.

Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina >>>

Więcej o: