Ta strona zawiera treści przeznaczone wyłącznie dla osób dorosłych
Ogólnopolskie Towarzystwo Ochrony Zwierząt Animals poinformowało o akcji ratowania krów w piątek, publikując zdjęcia wychudzonych, zaniedbanych zwierząt.
Więcej aktualnych informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
"Trwa właśnie piekielnie ciężka interwencja z ratowaniem krów tonących we własnych odchodach w gospodarstwie rolnym na Mazurach, w powiecie piskim. Niestety ujawniono znaczną ilość zwłok i szczątków zwierząt! Inspektorzy OTOZ Animals razem z policją, samorządem lokalnym i lekarzami weterynarii uwalniają jeszcze żywe zwierzęta. Przeżyło ok. 50 krów, niestety wiele z nich jest w tragicznym stanie" - napisali działacze Towarzystwa.
Sprawę nagłośniły Fakty TVN. Ewa Gebert w sobotnim materiale dziennika oceniła to, co zastała w powiecie piskim krótko: - To obóz koncentracyjny dla zwierząt.
59-letnia właścicielka gospodarstwa i hodowli krów usłyszała zarzut znęcania się nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem. Takie same zarzuty usłyszał jej 36-letni syn. Obydwojgu grozi kara do pięciu lat pozbawienia wolności. Do sądu wpłynęły również wnioski o areszt dla kobiety i jej syna. Zastosowania tego środka chce Prokuratura Rejonowa w Piszu (woj. warmińsko-mazurskie), która prowadzi postępowanie ws. znęcania się nad zwierzętami.
Do hodowli w miejscowości Kwik przyjechali pracownicy powiatowego inspektoratu weterynarii, których zawiadomił mieszkaniec okolicy. To oni odkryli, w jakich warunkach są trzymane krowy.
Zastałem stan, którego nigdy nie widziałem
- przyznał Mirosław Talaga, weterynarz. Połowa z setki hodowanych krów nie żyła. Pozostałe były wygłodzone, niektóre miały połamane nogi, inne do szyi były zanurzone we własnych odchodach. Duża część zwierząt nie nadawał się do transportu, tak zły był ich stan.
Te, które udało się przetransportować, trafiły pod opiekę weterynarzy. - Część zwierząt została już wywieziona i przechodzi leczenie. Słowa wydają mi się zbędne, wystarczy spojrzeć na zdjęcia. Te krowy po uszy brodzą po własnych odchodach i w szlamie. Widać, że nastąpiło tu całkowite zignorowanie podstawowych potrzeb zwierząt - powiedział Paweł Gebert z OTOZ Animals.
Akcja ratowania krów trwała kilkadziesiąt godzin. Na miejscu była policja i prokuratur, powiatowy lekarz weterynarii i wolontariusze OTOZ Animals z Olsztyna i Działdowa. Inspektorzy dokładnie liczyli wszystkie zwierzęta, żyjące i te, które zmarły. W hodowli zarejestrowanych było 90 krów.
W sobotę policja zatrzymała 59-letnią właścicielkę hodowli oraz jej 36-letniego syna. Większość uratowanych zwierząt trafiła do prywatnego gospodarstwa na Podlasiu, część do przytuliska Towarzystwa Animals.
"My ludzie wstydzimy się, że człowiek mógł zgotować innym współmieszkańcom naszej Planety taki los! Krowy w najgorszym stanie z interwencji we wsi Kwik, powiat piski przyjechały do naszego przytuliska, gdzie nasi lekarze weterynarii udzielili im niezbędnej pomocy lekarsko-weterynaryjnej. Mućka i ferajna trzymajcie się!" - czytamy w ostatnim wpisie OTOZ Animals.
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina >>>