O swoich działaniach Stowarzyszenie "Nasz Bocian" poinformowało we wtorek. - Nawiązaliśmy współpracę z prawnikami, którzy będą działać pro bono. To mecenas dr Anna Wilińska-Zelek oraz mecenas Wojciech Kozłowski z kancelarii Dentons. Pracujemy z nimi i z grupą osób, które chcą złożyć te pozwy - mówi w rozmowie z Gazeta.pl Michał Damski ze Stowarzyszenia "Nasz Bocian".
Nasz rozmówca wymienia trzy grupy osób pokrzywdzonych w związku z obraźliwymi słowami z podręcznika do historii i teraźniejszości autorstwa Wojciecha Roszkowskiego o metodzie leczenia niepłodności, jaką jest in vitro. - To dorosłe dzieci poczęte dzięki in vitro, rodzice dzieci urodzonych dzięki in vitro i rodzice dzieci, które uczyłyby się akurat z tego podręcznika. I prawnicy z tymi osobami będą pracować nad pozwami, to pewnie zajmie kilkanaście dni, dopóki te pozwy się nie wyklarują - wyjaśnia nam Damski.
Więcej aktualnych informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
Jak dodaje, prawnicy pracują indywidualnie z osobami, które zgłosiły chęć złożenia pozwu.
Na pewno pozwiemy autora Wojciecha Roszkowskiego. W grę wchodzi też pozwanie wydawnictwa [Biały Kruk - przyp. red.] i ministerstwa. Zastanawiamy się, jak do tej sprawy podejść, żeby zapewnić sobie sukces i zatrzymać ten podręcznik
- mówi Michał Damski. - Będziemy też pracować nad tym, żeby włączyć w nasze działania ekspertów i organizacje, które będą chciały nas wesprzeć i np. przygotują opinię o podręczniku Roszkowskiego - zaznacza.
Pozwy sądowe to niejedyne kroki, które podjęło Stowarzyszenie "Nasz Bocian". Na stronie stowarzyszenia można pobrać, podpisać i złożyć w dowolnej szkole petycję ws. wycofania z listy podręczników obowiązujących w pierwszych klasach liceum/technikum pozycji: "Historia i teraźniejszość 1." autorstwa Wojciecha Roszkowskiego.
"W sposób szczególnie okrutny uderza w dzieci poczęte w wyniku leczenia niepłodności, nazywając metodę in vitro produkcją i hodowlą ludzi oraz stawiając pytanie 'kto będzie kochał wyprodukowane w ten sposób dzieci?'. Mając na uwadze skalę niepłodności w Polsce oraz ilość przeprowadzanych w każdym roku zabiegów zapłodnienia pozaustrojowego można przypuszczać, że w każdej szkole, a w niektórych ze szkół w każdej klasie znajdują się dzieci, które zostały poczęte dzięki in vitro. Jak poczują się te właśnie dzieci wobec tezy, że nie przyszły na świat z miłości a w wyniku produkcji?" - czytamy w dokumencie.
- Wiemy, że w niektórych szkołach ten podręcznik w ogóle się nie pojawi. Są jeszcze inne podręczniki, które nie zostały dopuszczone. Mamy nadzieję, że to się zmieni. Możliwa też jest praca bez podręcznika. Część nauczycieli deklarowała, że nie będzie pracować z książką Roszkowskiego, więc jesteśmy dobrej myśli. Ale potrzebna jest masowość. Mam nadzieję, że jeśli ludzie będą składać takie petycje, to będzie reakcja dyrekcji szkół - dodaje Damski.
Petycję może złożyć każdy mieszkaniec, nie trzeba być rodzicem ucznia danej placówki.
Moim zdaniem to jest najbardziej realne działanie, każdy to może zrobić. To działanie jest w zasięgu każdego
- zachęca. Kolejną inicjatywą jest petycja do ministra Przemysława Czarnka o wycofanie podręcznika Roszkowskiego. - Wiemy, że to trochę "sztuka dla sztuki". Ale jest to konkretne działanie. Dobrze uczyć społeczeństwo, że może coś zrobić, że nie można być biernym i napisać tylko w internecie: "Ojej, jesteśmy oburzeni!" A tak wyślemy petycję i można zawsze powiedzieć: "Zobacz ministrze, tu się podpisało tyle tysięcy osób". To nie jest burza w jednym stowarzyszeniu i wśród kilkorga rodziców - podkreśla przedstawiciel Stowarzyszenia "Nasz Bocian".
Zdaniem Damskiego niektóre tezy z podręcznika mogą zostać w głowach młodych ludzi. - Ale nie każdy 15-latek będzie podatny na takie rzeczy. Nie każdy interesuje się historią. Część będzie po prostu chciała przejść przez ten przedmiot. Ale z pewnością to nie jest dobre, że dzieci mają korzystać z takiego podręcznika - podsumowuje nasz rozmówca i ocenia, że rodzice powinni bardziej zainteresować się programem nauczania w szkole i tym, czy "szkoła nie robi dzieciom wody z mózgu". - Okazuje się, że jednak czasem dzieciom próbuje się to zrobić - kończy Damski.
Podręcznik Wojciecha Roszkowskiego przeczytała dziennikarka portalu Gazeta.pl Wiktoria Beczek:
- Opracowujemy całą strategię działania. Pozew jest jednym z elementów. Będziemy podejmować również działania na gruncie Kodeksu Postępowania Administracyjnego oraz ustawy o petycjach - mówi nam mec. dr Anna Wilińska-Zelek z zespołu prawników zajmujących się sprawą.
Adwokatka w rozmowie z redakcją Gazeta.pl podkreśla, że koncepcja pozwu jest obecnie opracowywana.
Jeśli pracujemy nad takim pismem procesowym, to zawsze rozważamy wiele różnych czynników: kogo pozwać, jakie dokładnie sformułować roszczenia, jak ustawić całą strategię postępowania. W tej sytuacji mamy różne grupy pokrzywdzonych
- zastrzega mec. dr Anna Wilińska-Zelek. Dodaje, że w przypadku wniesienia pisma procesowego należy przedstawić, w jaki sposób doszło do pokrzywdzenia tych konkretnych osób, które będą reprezentowane.
Pozew, który formułuje zespół prawników współpracujących ze Stowarzyszeniem "Nasz Bocian" będzie opierać się na artykule 23 Kodeksu cywilnego, który mówi o ochronie dóbr osobistych. O kolejnych krokach adwokaci poinformują w najbliższym czasie.
Podręcznik autorstwa prof. Wojciecha Roszkowskiego jest na razie jedynym, który Ministerstwo Edukacji i Nauki dopuściło do nauczania przedmiotu historia i teraźniejszość. Na zatwierdzenie czekają kolejne. W przygotowaniu są też inne pomoce dydaktyczne.
Szkoły mają pewien zakres swobody w doborze pomocy naukowych. Nie widzę przymusu korzystania z tego konkretnego podręcznika
- tłumaczy nasza rozmówczyni.
Mec. Wilińska-Zelek dodaje, że prawnicy pracują nad strategią wielotorowo. - Podejmujemy decyzje, w jaki sposób działamy tu i teraz, w tym momencie, i czy realizujemy jeden większy projekt, czy też rozbijamy go na kilka mniejszych projektów. Wiemy, że tych inicjatyw związanych z pozwaniem ministra Czarnka i autora podręcznika do historii i teraźniejszości jest więcej, więc nie wykluczamy, że my również rozbijemy je na kilka różnych pism - wyjaśnia nasza rozmówczyni.
Mec. Kozłowski: W przypadku naruszenia dóbr osobistych instytucja pozwu zbiorowego nie działa, natomiast złożonych może być wiele analogicznych pozwów
Mec. Wojciech Kozłowski, radca prawny, który wraz z innymi prawnikami współpracuje z rodzicami dzieci z in vitro i ze Stowarzyszeniem "Nasz Bocian", podkreśla w rozmowie z Gazeta.pl, że w przypadku naruszenia dóbr osobistych instytucja pozwu zbiorowego nie działa.
Jeśli stu rodziców jest krzywdzonych przez pana Roszkowskiego, to tych stu rodziców składa pozew, czyli mamy sto pozwów, a nie jeden pozew zbiorowy. Będzie to pozew o analogicznej treści złożony przez różne osoby pokrzywdzone osoby i rodziny. Kolejne osoby będą mogły złożyć analogiczny pozew i poprosić o wspólne rozpatrzenie ich pozwów, jeśli złożą je w tym samym sądzie
- wyjaśnia radca prawny. Kozłowski dodaje, że z powodów logistycznych nie jest wskazane, by wszyscy pokrzywdzeni złożyli pozew do tego samego sądu, ponieważ mogą go złożyć do sądu swego miejsca zamieszkania, a to jest rożne.
Nasz rozmówca zwraca uwagę, że każdy z pokrzywdzonych jest w innej sytuacji. - Jest pani, która jest nauczycielką w technikum i sama jest dzieckiem z in vitro. I teraz ona ma uczyć, że dzieci z in vitro są niekochane i wyprodukowane - hodowane jak zwierzęta w laboratorium. Więc ona przeżywa realną krzywdę. Są też rodzice dzieci, które są w liceum i nie chcą, by czytały, że są niekochane, bo urodziły się przy pomocy metody in vitro - wymienia mec. Kozłowski.
Wszystkie motywacje są wynikiem poczucia skrzywdzenia, ale ono jest różne w różnych życiowych sytuacjach. To są różne historie, ale jeden wspólny mianownik: nikt nie chce być traktowany jak wytwór jakiejś produkcji i być odarty z godności przynależnej każdej osobie, nikt nie chce być traktowany jak przedmiot produkcji laboratorynej
- podkreśla prawnik. Do końca tygodnia prawnicy chcą napisać pozwy, następnie będą zbierać dowody skrzywdzenia - oświadczenia poszczególnych skrzywdzonych osób i pozwy złożą najprawdopodobniej do 29 sierpnia. Będzie ich nawet kilkadziesiąt. - Wcześniej, w jeszcze w tym tygodniu, wyślemy list do autora podręcznika, prof. Wojciecha Roszkowskiego wezwanie przedprocesowe, żeby wycofał się ze słów w podręczniku i podręcznik skorygował przez odpowiedni list z przeprosinami - mówi nam Wojciech Kozłowski.
Na koniec rozmowy podkreśla, że sąd jest ostatecznością. - Nie chodzi o to, żeby iść do sądu. Chodzi o to, żeby obronić ludzi - rodziców i dzieci z in vitro teraz, a nie za pięć lat sądzenia się. Proszę pana profesora Roszkowskiego i wydawnictwo "Biały Kruk" o skorygowanie treści krzywdzących w podręczniku, a wtedy tysiące dzieci będą nauczone, że tak o kimś nie można mówić - zapewnia mec. Kozłowski.
Jako jeden w pierwszych o pozwaniu ministra Czarnka i prof. Roszkowskiego za obraźliwe i nieprawdziwe słowa o metodzie in vitro poinformował Kamil Mieszczankowski, znany w sieci jako Bezczelny Lewak. Prywatnie ojciec córki urodzonej dzięki metodzie in vitro. Założył zbiórkę na pozew za stygmatyzowanie dzieci z in vitro. Potrzebne 30 tys. zebrał w kilka godzin. W środę na koncie zbiórki jest już prawie 300 tys. zł. - Jestem ogromnie zaskoczony społecznym odzewem na moją zbiórkę. Wydawało mi się, że jak uzbieram 10 tys. w trzy miesiące, to będzie ogromny sukces. To, co się wydarzyło, przerosło moje najśmielsze oczekiwania i chciałbym absolutnie wszystkim podziękować za przekazane pieniądze oraz ogromne wsparcie - mówi nam Kamil Mieszczankowski.
- Prawnicy, z którymi rozmawiałem, uprzedzili mnie, że ta batalia szybko się nie skończy. Obecnie trwają uzgodnienia z prawnikami, jakie będą nasze żądania. Nie chcę na tym bardzo początkowym etapie sprawy zdradzać naszej strategii procesowej, ale mogę powiedzieć jedno: zaboli - podkreśla twórca zbiórki zapytany przez nas o oczekiwania związane z rozstrzygnięcie sprawy dot. podręcznika Wojciecha Roszkowskiego.
W środę Mieszczankowski poinformował, że w sprawie przeciwko Czarnkowi oraz autorowi i wydawcy podręcznika do HiT reprezentować go będzie Kancelaria SKP i mecenas Maciej Ślusarek. - Z moich rozmów z prawnikami wynika, że pozew zbiorowy w tym przypadku nie ma zastosowania, ale pozywać będzie znacznie więcej osób, niż tylko ja. Na dziś wiem o kilkunastu osobach, które poczuły się urażone treścią podręcznika i chcą wystąpić na drogę sądową. Kibicuję i będę wspierał wszystkich, którzy zdecydują się na pozwanie p. Czarnka, autora oraz wydawcę podręcznika - wyjaśnia nam.
Nasz rozmówca zapewnia, że rozliczy się z każdej złotówki w swoich mediach społecznościowych.
Moja deklaracja jest cały czas aktualna. Machina hejtu powoli rusza. Już pojawiły się pierwsze wpisy na blogach i w mediach społecznościowych, jak wiele z tych pieniędzy nigdy nie trafi do potrzebujących, tylko do mojej kieszeni. To jest z jednej strony smutne, ale z drugiej do bólu przewidywalne
- komentuje Mieszczankowski.
Na koniec zapytaliśmy o jego ocenę podręcznika zatwierdzonego przez MEiN do nauki nowego przedmiotu historia i teraźniejszość w szkołach ponadpodstawowych. - Mi zwyczajnie nie podoba się podręcznik pełny piramidalnych bzdur, które będą wkładane do głów naszych dzieci. Ja sobie zwyczajnie nie wyobrażam, jak moja córka miałaby się uczyć o sobie, że jest efektem procesu "produkcji", że nikt jej nie kocha i że jej życie w konsekwencji nie powinno się wydarzyć, tylko dlatego, że jej rodzice nie mogli w sposób naturalny jej począć i skorzystali z dostępnego od 35 lat zabiegu in vitro. To jest skrajnie krzywdzące i z tą krzywdą będę walczył. Jeśli będzie trzeba, to nawet w europejskich trybunałach - deklaruje.
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina >>>