Czterolatek (początkowo podawano, że chłopiec miał pięć lat) jechał ze swoją babcią tramwajem starszego typu linii 18. Chłopiec wysiadł przy przystanku Batalionu Platerówek, drzwi przytrzasnęły dziecku nogę.
Chłopiec był ciągnięty przez kilkaset metrów wzdłuż torowiska. Babcia dziecka została w środku tramwaju.
Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>>
Do zdarzenia doszło w drugim wagonie. Jak przekazał portalowi Gazeta.pl rzecznik Tramwajów Warszawskich Maciej Dutkiewicz, w tramwaju nie ma monitoringu, a motorniczy nie mógł dostrzec w lusterku, co dzieje się na końcu pojazdu. Nie zauważył, że dziecko utknęło.
Rzecznik Tramwajów Warszawskich przekazał nam także, że drzwi były wyposażone w mechanizm, który zapobiega przytrzaśnięciu pasażera. Mechanizm ten został potem przetestowany w obecności prokuratora. Zadziałał prawidłowo.
Prawidłowo zareagował też mechanizm zapobiegający jeździe z otwartymi drzwiami. Dlaczego więc doszło do wypadku? Na to pytanie odpowie śledztwo.
Wiadomo, że motorniczy ma 14 lat stażu pracy. Jak wykazało badanie alkomatem, w chwili wypadku był trzeźwy. Jego krew została przekazana do szczegółowych badań pod kątem alkoholu i środków odurzających.