Czterolatek jechał ze swoją babcią tramwajem starszego typu linii 18. Chłopiec wysiadł przy przystanku Batalionu Platerówek, drzwi przytrzasnęły dziecku nogę.
Jak relacjonowali świadkowie, chłopiec był ciągnięty przez kilkaset metrów wzdłuż torowiska. Babcia dziecka została w środku.
Przeczytaj więcej aktualnych informacji na stronie głównej Gazeta.pl >>>
- Wszystko rozegrało się w ostatnich drzwiach drugiego wagonu. Motorniczy mógł nie słyszeć, co się dzieje. Między wagonami nie ma przejścia. Końcówka wagonu się zwęża, więc mógł nawet niczego nie widzieć w lusterku. To tramwaj typu 105Na - relacjonował w "Gazecie Wyborczej" fotoreporter Dariusz Borowicz.
Kom. Paulina Onyszko z Komendy Rejonowej Policji Warszawa VI przekazała portalowi Gazeta.pl, że motorniczy był trzeźwy, jego krew została pobrana do szczegółowych badań.
"Policjanci ze stołecznego Wydziału Ruchu Drogowego oraz północnopraskiej grupy dochodzeniowo - śledczej nadzorowani przez prokuratora przeprowadzili oględziny miejsca zdarzenia, ustalili świadków oraz zabezpieczyli ślady" - czytamy w komunikacie funkcjonariuszy.
Rzecznik Tramwajów Warszawskich Maciej Dutkiewicz przekazał w rozmowie z Gazeta.pl, że motorniczy ma 14 lat stażu pracy. Jak zaznaczył rzecznik, tramwaj był wyposażony w mechanizm zapobiegający przytrzaśnięciu i jeździe z odblokowanymi drzwiami. Oba mechanizmy zostały przetestowane w obecności prokuratora i działały prawidłowo. Dlaczego więc mimo to doszło do wypadku? Na to pytanie odpowie śledztwo.