"Biuro podroży 'U Brata Józefa', które zorganizowało tragiczną w skutkach wycieczkę do Medjugorie, działało bez wymaganego prawnie wpisu do rejestru organizatorów turystyki. Oznacza to, że klienci biura nie są objęci gwarancją ubezpieczeniową, jaka przysługuje turystom korzystającym z usług zarejestrowanych biur podróży. Urząd Marszałkowski skierował sprawę do organów ścigania" - poinformowano w komunikacie.
Jak podkreślono, zgodnie z obowiązującymi przepisami, aby biuro podróży mogło rozpocząć działalność organizatora turystyki, musi uzyskać wpis do Rejestru Organizatorów Turystyki i Przedsiębiorców Ułatwiających Nabywanie Powiązanych Usług Turystycznych poprzez złożenie wniosku do marszałka województwa właściwego ze względu na siedzibę przedsiębiorcy.
Więcej szczegółów na temat ustaleń urzędu marszałkowskiego przeczytasz tutaj:
Do sprawy na antenie TVN24 odniosła się rzeczniczka prasowa Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowieckiego Marta Milewska.
Więcej informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
- Biuro to funkcjonowało w tzw. szarej strefie, czyli bez wymaganego prawnie wpisu do rejestru. Każde biuro podróży, każdy organizator takich wyjazdów turystycznych jeśli działać ma i chce zgodnie z prawem (...) powinien wystąpić do marszałka województwa, na terenie którego ma swoją siedzibę, z wnioskiem o wpis - powiedziała Milewska.
Urzędniczka zaznaczyła, że nie jest to kwestia skomplikowana, ale bardzo ważna, jeśli chodzi o bezpieczeństwo turystów, działalność biura oraz zabezpieczenie finansowe podróżników. - Takie biuro działa po prostu legalnie. Jest monitorowane. Mamy pewność, ze jeśli wyjedziemy z takim biurem za granicę, a ono np. upadnie, to marszałek danego województwa uruchomi gwarancję ubezpieczeniową i pomoże nam wrócić do kraju - podkreśliła Milewska.
Polska Agencja Prasowa zwróciła się z prośbą do przedsiębiorcy prowadzącego firmę "U Brata Józefa" o wyjaśnienie tego, w jaki sposób funkcjonowało. Jarosław Miłkowski zapewnił, że jego biuro podróży ma pełne uprawnienia i działa "na zasadzie agenta".
Podkreślił, że "ten wyjazd [do Medjugorie - red.] był zupełnie inny, organizowany przez samą siostrę", a więc nie przez biuro, a osobę prywatną. - Ja tylko pomagałem w ubezpieczeniu i w zorganizowaniu autokaru - mówił, cytowany przez "Gościa Niedzielnego".
W rozmowie z TVN24 Marta Milewska skomentowała tłumaczenia właściciela firmy - To są niewyobrażalne informacje. Do czegoś takiego nie powinno dojść - skomentowała. Dodała, że takie tłumaczenie jest trudne do zaakceptowania.
- Po analizie, braku wpisu do rejestru, ofercie, jaką przedstawiono na stronie tego biura, na której zaplanowane są kolejne wycieczki (...), podjęliśmy decyzję, aby zgłosić sprawę do odpowiednich służb. Również wszczęliśmy z urzędu postępowanie administracyjne, którego celem jest wykluczenie na trzy lata z wpisu do rejestru tego biura. Nawet gdyby właściciel tego biura w tym momencie postanowił, że jednak zalegalizuje swoją działalność, to po podjęciu takiej decyzji nie będzie miał takiej możliwości przez trzy lata - poinformowała rzeczniczka prasowa urzędu.
Milewska przekazała, że sprawa została skierowana do policji i to ona podejmie decyzję czy trafi do prokuratury.
W sobotę 6 sierpnia polski autokar, wiozący pielgrzymów do bośniackiego Medjugorie, wpadł do rowu na autostradzie pod Varażdinem w Chorwacji. 12 osób zginęło, a 32 zostały ranne. Autokarem podróżowało 42 pasażerów i 2 kierowców.
W środę po południu do Polski powrócił samolot Wojska Polskiego, przewożący 10 osób rannych w sobotnim wypadku. W chorwackich szpitalach nadal pozostaje osiemnastu rannych Polaków. Cztery osoby - dwie w Zagrzebiu i dwie w Varażdinie - wciąż są na oddziałach intensywnej terapii.