Gdybym miała egzemplarz podręcznika "1945-1979 Historia i Teraźniejszość" w wersji elektronicznej, chętnie sprawdziłabym, ile razy w książce pada określenie "marksizm-leninizm", jestem jednak pewna, że było ich co najmniej kilkadziesiąt. Jest to bowiem praprzyczyna wszelkiego zła - od istnienia Związku Radzieckiego aż po hasło "wyp*****lać" na manifestacjach.
Prof. Roszkowski nie tyle uczy czy przedstawia jakieś wydarzenia, ile prezentuje swoje poglądy jako jedyne słuszne - takie właśnie ma przyjąć uczeń. Już na samym początku podręcznika autor wmawia czytelnikowi, że naziści "opierali swe poglądy na darwinizmie społecznym i rasizmie, które nigdy nie były akceptowane przez prawicę", a "posunięte aż do masowych mordów metody walki politycznej mają swój rodowód w utopijnych koncepcjach socjalistów i komunistów". W ten sposób już na 23 stronie Roszkowski stawia sprawę jasno - Hitler był lewakiem.
Oczywiste dla autora jest też to, że Bóg istnieje ("Przecież nie ma żadnego dowodu, poza spekulacjami myślowymi na to, że Go nie ma"). Kościół katolicki to organizacja niemal bez wad. Bo choć niektórzy reprezentanci Kościoła mają "grzeszne postawy", to trzeba pamiętać, że są "wystawieni na pokusy i mogą błądzić". "Kościół łagodzi i normuje stosunki między ludźmi oraz narodami" - pisze Roszkowski. A jeśli ktoś twierdzi inaczej? Zapewne ulega "mistyfikacjom z popularnych mediów wydawanych najczęściej przez ośrodki ateistyczne". Źródłem ateistycznej propagandy są też - zdaniem autora - "dziennikarze, ludzie biznesu, gwiazdy rocka, aktorzy i inni celebryci".
Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
W kolejnych rozdziałach Roszkowski dziwi się, że współczesna lewica weszła we współpracę "z najbogatszymi ludźmi świata". I zastanawia się, dlaczego lewicowe partie w ogóle zyskują głosy wyborcze. A to dlatego, że w szkołach "nauczając o początkach ruchów socjalistycznych i wielu ówczesnych szlachetnych zamierzeniach, przemilcza się koniunkturalną przemianę, jaka dokonała się w ruchu socjalistycznym w ostatnich 40-50 latach". I tu właśnie - zdaje się pisać Roszkowski - wchodzi nowy przedmiot, który lewicę ma obrzydzić.
Współcześni socjaliści daleko odeszli od pierwotnych ideałów. Ich wizja doskonałego ustroju nie polega już na wyzwolenia człowieka od wyzysku ekonomicznego, ale na wyzwoleniu człowieka od wszelkich ograniczeń, nawet wynikających z zasad przyzwoitości. Wystarczy przypomnieć sobie wszystkie "marsz równości" i ordynarne hasła niesione przez współczesnych razem z feministkami i zwolennikami ideologii gender.
Z podręcznika dowiadujemy się, jakie są poglądy Roszkowskiego na Unię Europejską. "Niestety, w praktyce bardzo mało z założeń statutowych Unii Zachodnioeuropejskiej trafiło do traktatu lizbońskiego. Ten status nie zakładał stworzenia jakiegoś ponadpaństwowego molocha (do czego dąży teraz UE), nie ingerował w suwerenność członków organizacji" - czytamy. Czyja to wina? Oczywiście Niemiec. "Są takie państwa jak Republika Federalna Niemiec, które nie zważając na traktaty, prą z całych sił do zmiany Unii w jedno państwo; świadczy to niestety o złych intencjach. Poza tym trzeba zapytać: po co taka federacja? Czyżby miała służyć tylko Niemcom?" - pisze autor.
Książka skacze po tematach od Sasa do lasa, z czym będą musieli się jakoś uporać nauczyciele. I tak po żołnierzach wyklętych i wyborach, autor przechodzi do mediów społecznościowych, które "posiadają możliwość stosowania cenzury, o jakiej dawni dyktatorzy nawet nie marzyli".
"(...) Bez różnicy, czy jest to komitet centralny partii komunistycznej, czy właściciel np. niemieckiego koncernu Springer, czy też Mark Zuckerberg, właściciel Facebooka - każdy, kto posiada media, żąda, by reprezentowały one jego interesy oraz wyznawany przez niego światopogląd, który uproszczony jest do ideologii" - pisze Roszkowski. Nie sądzę, by nie zdawał sobie sprawy z tego, że podręcznik tak ewidentnie, że aż tępo, reprezentuje jego światopogląd.
Więcej cytatów z książki znajdziesz w relacji na żywo z czytania podręcznika do HiT-u:
Dobrym przykładem na chaotyczność podręcznika jest też fakt, że w rozdziale o latach 1953-1962 znalazło się miejsce na krytykę Donalda Tuska, choć bez wymienienia jego nazwiska: "Warto na przykład zastanowić się nad sensem hasła jednego z czołowych polityków polskich, które demonstrowano w całym kraju na wielkich billboardach w 2010 r.: 'Nie róbmy polityki. Budujmy mosty'. Był to slogan bardzo popularny, czy jednak chodziło w nim o dobro wspólne? Mosty trzeba budować, oczywiście, ale nie powinno się zniechęcać ludzi do głębszego interesowania się polityką, ponieważ to oznacza zarazem brak zainteresowania dla własnego państwa, dla jego losów".
W części o nacjonalizmach Roszkowski przedstawia natomiast opinię, że "Polacy powinni nacjonalizm postrzegać inaczej". "Patrząc historycznie, bywa on w naszym kraju bliski patriotyzmowi, a czasem z nim tożsami. Jest zupełnie inny niż niemiecki i o tym trzeba wiedzieć, kiedy bowiem na przykład niemiecka prasa zarzuca polskim patriotom faszyzm - biorą oni mylnie swoje doświadczenia historyczne za nasze" - czytamy.
Prof. Wojciech Roszkowski ma dosyć osobliwą wizję współczesnego świata, co widać po tym fragmencie:
Współczesnej cywilizacji zachodniej, do kręgu której należy przecież także Polska, w XXI w. zagraża jednak nie tyle konflikt między zwolennikami prawniczych rozwiązań pozytywistycznych lub "prawonaturalnych", "lewicowych" czy "prawicowych". Znacznie bardziej destrukcyjny jest swego rodzaju bunt barbarzyńców, którzy negują wszelki sens życia i jakichkolwiek zasad postępowania. Godzą w podstawy egzystencjalne naszej cywilizacji. To naprawdę nie jest problem wymyślony przez pokolenie "dziadersów". To kwestia naszego życia codziennego i naszej przyszłości. Ktoś, kto z dumą niesie torbę z napisem No Rules ("Nie ma zasad"), jest wrogiem cywilizacji - nawet jeśli nie zdaje sobie z tego sprawy - i naprawdę nie wiadomo, czego można się po nim (lub po niej) spodziewać.
Kluczowe dla podręcznika są natomiast lata 60. i rewolucja obyczajowa, którą autor potępia wielokrotnie, bo "podkopywała fundamenty życia rodzinnego na Zachodzie", a jej skutki "były w dużej mierze opłakane". Roszkowski twierdzi dalej, że obecnie lansuje się model rodzinny, który zakłada tworzenie się "dowolnych grup ludzi, czasem o tej samej płci, którzy będą przywodzić dzieci na świat w oderwaniu od naturalnego związku mężczyzny i kobiety, najchętniej w laboratorium". "Coraz bardziej wyrafinowane metody odrywania seksu od miłości i płodności prowadzą do traktowania sfery seksu jako rozrywki, a sfery płodności jako produkcji ludzi, można powiedzieć hodowli".
A oto lista rzeczy i osób, które u autora wywołują moralny sprzeciw: "obnażanie biustu (topless)", "moda na minispódniczki", "masowy przemysł pornograficzny", "seks bez zobowiązań", hasło "make love, not war", protesty przeciw wojnie w Wietnamie, dzieci-kwiaty, festiwal Woodstock w 1969 roku, musical "Hair", zespoły "grające coraz głośniej", ponownie opalanie topless, "uprawianie seksu" zamiast "kochania się", The Doors, Pink Floyd, The Beatles, The Rolling Stone, Bee Gees, Santana, Elton John, Rod Stewart, Abba, Patti Smith, The Ramones, Sex Pistols, hasło "No future", dziwaczne stroje i fryzury, poszarpane kurtki, agrafki wpinane w ciało, włosy farbowane na różne kolory i irokezy.
Przemiany obyczajowe przyspieszyły wprowadzenie na rynek pigułki antykoncepcyjnej w 1962 r. Zachęcała ona coraz więcej młodych kobiet do akceptacji stosunków przedmałżeńskich lub pozamałżeńskich. Swobodna aktywność seksualna stawała się wprost nakazem mody, lansowanej w popularnych piosenkach.
Autor podpowiada jednak, że "oprócz prymitywnych i wulgarnych nurtów punkowych rozkwit przeżywał rock symfoniczny, dużo jednak ambitniejszy". Czyli kto? Yes, Genesis, Emerson, Lake and Palmer, King Crimson, Mike Oldfield, Budka Suflera, SBB, Exodus, Riverside i Skaldowie.
Roszkowski ma też problem z tym, że słowo "Murzyn" uważane jest za obraźliwe i przekonuje, że "słuszna walka z dyskryminacją rasową zamieni się dwa pokolenia później w karykaturę dawnych protestów". Autor uważa bowiem, że "wahadło walki z dyskryminacją wychyliło się ostatnio tak daleko w drugą stronę, że dziś często dyskryminacji podlegają biali".
Jest jeszcze jeden problem z rewolucją lat 60. Otóż "przyniosła początek ruchu zrównania praw homoseksualistów z prawami normalnej rodziny". Ta "normalna" rodzina pojawia się kilkakrotnie w podręczniku, żeby nikt nie miał wątpliwości, co jest dobre, a co złe. A dobra, pisze Roszkowski jeszcze raz na ostatnich stronach podręcznika, jest Budka Suflera.