Mirosław Rybka, który księdzem jest od 20 lat, praktycznie z dnia na dzień przestał odprawiać msze - pisze lubelska "Gazeta Wyborcza". Jego nazwisko zniknęło z listy wikariuszy. Przestał też uczyć w dwóch szkołach średnich w Chełmie, w których był katechetą. Uczniowie mówią o nim "kumpel", "dusza towarzystwa", a nauczyciele nie wiedzą, jak odpowiedzieć na ich pytania o zniknięcie księdza. - Sami chcielibyśmy wiedzieć - mówią "Wyborczej". Cały artykuł dostępny jest pod tym linkiem.
Parafianie przeszukali internet i tak dowiedzieli się, że ks. Rybka pracuje na etacie w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Lubelskiego. Rzecznik urzędu potwierdził "Wyborczej", że duchowny jest zatrudniony od 12 lipca na stanowisku pomocy administracyjnej w departamencie promocji, sportu i turystyki. Przyznał też, że Rybka dostał etat bez przeprowadzenia procedury konkursowej. O tym, że nowy pracownik jest księdzem, w urzędzie dowiedzieli się już po jego zatrudnieniu.
Przeczytaj więcej podobnych informacji na stronie głównej Gazeta.pl >>>
Rzecznik kurii natomiast przekazał w rozmowie z dziennikiem, że ks. Rybka odmówił wykonywania obowiązków wikariusza, w związku z czym 1 lipca otrzymał upomnienie kanoniczne. Nie przyniosło to skutku, więc 3 sierpnia nałożono na niego karę suspensy, co oznacza, że "ma zakaz wykonywania wszystkich aktów władzy, święceń oraz noszenia stroju duchownego".
Dwaj lubelscy księża, znajomi ks. Rybki, twierdzą, że powodem, dla którego rzucił sutannę, mogła być kobieta. - Każdego roku z terenu naszej archidiecezji z sutanną rozstaje się jeden, maksimum dwóch księży. Powód zwykle jest ten sam - kobieta - stwierdza jeden z nich w rozmowie z "GW".
***
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina >>>