W Polsce prezes Huty Stalowa Wola (HSW) produkującej opisane armatohaubice Krab, składa dymisję. Przynajmniej oficjalnie, bo nieoficjalnie w Polskiej Grupie Zbrojeniowej (PGZ) można usłyszeć, że piątego czerwca Bartłomiej Zając chyba nie tyle złożył dymisję, ile został o to poproszony. Bez możliwości odmowy.
Były prezes był z firmą związany od ponad dekady i zaczynał jeszcze jako inżynier, pracując nad przekuciem średnio udanych prototypowych Krabów w udany produkt, jakim są dzisiaj. Człowiek powszechnie chwalony jako rzadki przykład menadżera w państwowej zbrojeniówce, który nie jest nominatem partyjnym czy związkowym, ale sprawnym profesjonalistą i to jeszcze z wiedzą techniczną. Firma pod jego kierownictwem nie zaliczyła żadnych wpadek. Dlaczego więc Warszawa miała zasugerować mu odejście? Przez to, co wyraził na Twitterze.
Wpis byłego prezesa HSW na Twitterze w dniu podpisania umów ramowych o współpracy z przemysłem zbrojeniowym Korei Południowej Fot. Twitter
Nietrudno zauważyć, że mu się ulało i jaki ma stosunek do decyzji MON. Wpis szybko zniknął z prywatnego profilu prezesa. Mleko się jednak rozlało, a w internecie nic nie ginie. Prezes w porywie emocji odważył się publicznie wyrazić to, co wielu myśli w Stalowej Woli i nie tylko tam. Rzecz niedopuszczalna, bo w wojsku i państwowym przemyśle zbrojeniowym, o tym co robi minister obrony Mariusz Błaszczak, można publicznie mówić dobrze albo wcale. - Przekaz jest: "Wy tam sobie dogadajcie z Koreańczykami te detale, tylko sławcie ministra". Tylko te drobne detale to potencjalne bagno - można usłyszeć z przemysłu.
Oficjalnie wszystko jest super. MON na pomysł i wizję. Polski przemysł obronny we współpracy z Koreą Południową w ciągu dekady dostanie pokaźnego przyśpieszenia. Rozumowanie dotyczące Krabów i ich przyszłości bazuje na takich założeniach: ze względu na Rosję musimy gwałtownie przyśpieszyć zbrojenia i rozbudować wojsko, jednocześnie musimy wspierać Ukraińców, HSW nie jest w stanie produkować Krabów dość dużo i dość szybko, na wczoraj potrzeba dodatkowego źródła takiego sprzętu, kupimy go najpierw awaryjnie od Koreańczyków w postaci armatohaubicy K9A1 (pokrewne z Krabami), wejdziemy z nimi w partnerstwo i później zaczniemy produkować w Polsce nowszą odmianę K9A2, będzie nawet lepsza od Kraba, potem wspólnie opracujemy zupełnie nową armatohaubicę nowej generacji, może nazwiemy ją Krab 2, kiedyś w latach 30., wszyscy zyskają.
Taka przynajmniej jest teoria. Wyłożył ją rzecznik odpowiadającej za zakupy sprzętu Agencji Uzbrojenia (AU), podpułkownik Krzysztof Płatek. Zrobił to w rozmowie z Jarosławem Wolskim na kanale "Wolski o wojnie" na Youtube. Całość poniżej. O K9 i Krabach od około 24 minuty.
Również minister Błaszczak publicznie podkreślał, że MON planuje zakupić jeszcze tyle Krabów, że HSW będzie miała maksymalne obłożenie linii produkcyjnej do drugiej połowy dekady. Przy każdym wywiadzie ubolewa też nad tym, że fabryka nie jest w stanie produkować więcej, bo wojsko zgodnie z jego wizją rozbudowywane do nawet 6 dywizji będzie wymagać ogromnych liczby armatohuabic. Dlaczego więc prezes Zając napisał to, co napisał, a potem musiał odejść?
Podstawowym problemem jest to, co kryje się za ogólnikowymi deklaracjami i planami na poziomie MON oraz AU. Otóż według anonimowych rozmówców z PGZ, nie kryje się za nimi na razie nic konkretnego. Przynajmniej oni o tym nic nie słyszeli. Nakreślono jakiś ogólny pomysł, coś wstępnie uzgodniono z Koreańczykami, ci chętnie obiecali nam wszystko, co tylko chcieliśmy. - To samo co z zakupem czołgów Abrams z USA. Podpisali umowę, MON zadowolony, bo ma sukces, wojsko zadowolone, bo będzie miało czołgi, a nam zostawili uzgodnienie z amerykańskimi firmami takiego nieistotnego detalu jak stworzenie całego zaplecza serwisowego. I weź tu negocjuj z Amerykanami po fakcie, kiedy my nie jesteśmy dla nich jakimś wielkim klientem, a oni są zawaleni pracą dla swojego wojska na lata - opisuje rozmówca Gazeta.pl.
Mogłoby się wydawać, że MON i PGZ są w ścisłej komitywie. Że projekty o strategicznym znaczeniu dla państwowej zbrojeniówki i państwa są zawczasu szczegółowo uzgadniane. Że MON i należące do państwa firmy grają w jednej drużynie. Wydaje się to oczywiste, ale nic bardziej mylnego. MON w 2019 roku stracił nadzór nad PGZ, która przeszła formalnie pod nadzór Ministerstwa Aktywów Państwowych. Szedł o to ostry bój polityczny, ale Błaszczak przegrał go z Jackiem Sasinem. Od tej pory relacje MON i PGZ można określić jako powściągliwe, choć na stanowisko szefa grupy wyznaczono Sebastiana Chwałka, współpracownika Błaszczaka z MSWiA oraz MON. W wywiadach deklaruje on pełną zgodność z MON i zadowolenie z wyznaczanych nowych kierunków rozwoju.
Inaczej sytuacja wygląda na niższych szczeblach PGZ. Pytany o koordynację z MON w sprawie gigantycznych umów z Koreą Południową, pracownik grupy tylko wybucha śmiechem. - Wszyscy w firmie z napięciem oglądali wywiad z ppłk. Płatkiem u Wolskiego. To była dla nas pierwsza okazja, żeby w ogóle się dowiedzieć, co się dzieje - opowiada. - Serio nie wiem, jak określić stan umysłowy panujący teraz w MON i AU. Chyba szybko, szybciej i bez sensu - dodaje. Koreańskie delegacje wizytujące Polskę na rozmowy z MON, owszem, za każdym razem pojawiały się też w centrali PGZ. Odbywały się rozmowy przy udziale przedstawicieli wojska. Co jednak z nich wynikało i jakie informacje przekazywano dalej? Reakcja byłego już prezesa HSW świadczy o tym najlepiej.
Frustracja Zająca mogła być szczególna z tego powodu, że jeszcze chwilę wcześniej pozycja jego produktu i jego firmy wydawała się bardzo silna. Wysłane do Ukrainy Kraby zbierają dobre recenzje, sprawdzają się w walce, zaczynają sobie wyrabiać markę, a do Polski płynie strumień informacji na temat ich użycia w intensywnym konflikcie. To bezcenna wiedza, która może posłużyć do dalszych modyfikacji i ulepszenia tej broni. Dopiero co podpisywał z Ukraińcami umowę na ponad 50 sztuk Krabów za trzy miliardy złotych, czyli największą umowę eksportową zbrojeniówki III RP. Wydawałoby się, że udało nam się stworzyć naprawdę dobry produkt na światowym poziomie i z przyszłością. Taki, w który nasze państwo powinno inwestować jak najwięcej, maksymalnie wspierać i naciskać na jego rozwój. Po czym wychodzi MON i wojsko, aby ogłosić, że Kraby owszem będą na razie produkowane, ale przyszłość to polsko-koreańskie K9.
Podnoszony przy tym argument o zbyt małych mocach produkcyjnych HSW jest obosieczny. Owszem zakład produkuje obecnie tylko około 20-30 Krabów rocznie. Przez traktowanie priorytetowo dostaw dla Ukraińców i przekazywanie im maszyn prosto z linii produkcyjnej, dostawy dla polskiego wojska odsuwają się w czasie o nawet dwa lata. Dostarczenie tylu armatohaubic, ile chciałby teraz MON (600+), to dekady. Czyli zdecydowanie za długo. Jednak dlaczego moce produkcyjne są tak ograniczone? Bo MON i wojsko nigdy nie chciało większych. Podpisane kontrakty zakładały dostawy mniej więcej jednego dywizjonu rocznie (24 Kraby + 18 wozów towarzyszących), bo na tyle było pieniędzy i tyle wojsko było w stanie faktycznie wchłaniać co roku ze względu na tempo szkoleń i budowy infrastruktury. To nie przemysł arbitralnie ustanawia, ile będzie mógł produkować sprzętu, tylko produkuje go tyle, ile zostanie uzgodnione z zamawiającym. Zwiększenie mocy produkcyjnych wymaga dużych inwestycji w ludzi oraz infrastrukturę, czyli pieniędzy oraz czasu. Jaki menadżer takie inwestycje poczyni, jeśli nie będzie miał jakichś gwarancji późniejszych zamówień wykorzystujących dodatkowy potencjał?
Dlaczego po agresji rosyjskiej na Ukrainę w latach 2014-2015 postawiono na tak nieśpieszne tempo produkcji? Dlaczego teraz, wobec nagłego przebudzenia decydentów w sprawie zagrożenia ze wschodu, nie ogłaszamy ogromnych inwestycji w zwiększenie mocy produkcyjnych HSW, tylko deklarujemy wykorzystanie tych obecnych przez jeszcze kilka lat? Przy jednoczesnej budowie nowej fabryki wspólnie z Koreańczykami, w której ma być produkowana pokrewna z Krabami licencyjna armatohaubica K9 i to w zawrotnej ilości ponad 600 sztuk, czyli kilka razy więcej niż planuje się wyprodukować Krabów?
MON i wojsko bronią się między innymi tym, że Krab to tak naprawdę nie jest produkt polski. I mają w tym sporo racji. Podwozie jest koreańskie. Pochodzi z armatohaubic K9 (miało być polskie, ale napotkano tyle problemów, że prace zarzucono). Jest w nim niemiecki silnik i amerykańska przekładnia. Między innymi. Wieża Kraba bazuje na licencyjnej wieży z brytyjskiej armatohaubicy AS-90. Samo działo to licencja francuska. Naprawdę polski jest system kierowania ogniem i dowodzenia. Tylko w trakcie produkcji Krabów wprowadziliśmy w tych wszystkich elementach szereg naszych modyfikacji. Na przykład dodatkowy generator i system gaśniczy w podwoziu, co podchwycili Koreańczycy i wprowadzają do swojej najnowszej modyfikacji K9A1. Polscy inżynierowie sporo się nauczyli. Można by pokusić się o dalszy rozwój i realną polonizację Kraba. No ale nie.
Dla odmiany można spojrzeć, jak to zrobili Koreańczycy z K9. Oni prace nad swoją armatohaubicą zapoczątkowali w latach 80. Ponieważ nie mieli umiejętności i technologii, pozyskiwali je z całego świata. Kupili też od Amerykanów licencję na ich haubicę samobieżną M109, którą masowo produkowano w Korei jako K55 w latach 1985-96 w liczbie 1,2 tysiąca. Podpatrywali i uczyli się, a w międzyczasie trwały prace nad K9. W 1996 roku zaczęto oficjalne testy prototypów. Ogólna konstrukcja była koreańska, napęd amerykańsko-niemiecki. Samo działo nastręczało wiele problemów podczas testów, trzeba było je długo dopracowywać. Dopiero w 1998 roku uznano, że wszystko działa jak należy. W 1999 roku pierwsza K9 trafiła do wojska. Dobrze ponad dekadę po rozpoczęciu prac i z oficjalnym poziomem koreanizacji zbliżającym się do 90 procent. Do dzisiaj na całym świecie wyprodukowano już prawie dwa tysiące sztuk K9. Na licencji są wytwarzane w Turcji i Indiach. Mają być produkowane też w Australii i Egipcie. Gotowe kupili Finowie, Estończycy i Norwegowie. Polska kupuje same podwozia i wszystko wskazuje na to, że niedługo też całe K9, a potem rozpocznie ich licencyjną produkcję. W dużym skrócie: ogromny hit. W niecałe cztery dekady od zera do jednej z najpopularniejszych armatohaubic na świecie, a będzie jeszcze lepiej, biorąc pod uwagę plany naszego MON.
Dlaczego Koreańczycy byli w stanie przejść od zera, przez licencje, po własny produkt, a Polacy wydają się podążać ścieżką zero, licencja, coś ciut własnego, licencja? Między innymi dlatego, że w Korei współpraca na linii rząd-wojsko-przemysł jest na zupełnie innym poziomie. Koreańskie firmy od lat są obecne w Polsce na targach zbrojeniowych, regularnie mają jedne z największych wystaw i regularnie można na nich spotkać ważnych wojskowych czy polityków. Kiedy minister Błaszczak udał się do Korei na przełomie maja i czerwca, witano go niczym króla, a przemysł pod rękę z wojskiem prezentował i zachwalał krajowe produkty. - No nie da się ukryć, że są bardzo aktywni. U nich DAPA (wojskowa agencja odpowiadająca za rozwój i zakupy uzbrojenia - red.) mocno angażuje się w promocję eksportu. A u nas? Nie będę już mówił co robi AU - mówi pracownik PGZ.
W Polsce przemysł i wojsko/MON częściej sprawiają wrażenie wrogów. Od tych pierwszych można pod adresem tych drugich usłyszeć: "nie wiedzą, czego chcą", "stawiają absurdalne wymagania i zmieniają je podczas prac", "chcieliby wszystko za półdarmo", "nasze produkty to testują latami i oglądają przez lupę, zanim zamówią, a zagraniczne kupują po obejrzeniu folderu", "zero wsparcia w eksporcie, tylko zabraniają wywozić sprzęt na pokazy za granicę, bo tajne". Od wojskowych i MON można usłyszeć o przemyśle: "jakość mają tragiczną, a chcą więcej pieniędzy niż zachodnie firmy", "nigdy nie dotrzymują terminów", "same z nimi problemy", "myślą tylko o pieniądzach". Mówimy przy tym o relacjach organów państwa i firm państwowych. W Korei firmy są prywatne. W Polsce prywatne firmy zbrojeniowe są zdane zupełnie na siebie, bo zaangażowanie na ich rzecz instytucji państwa jest postrzegane jako coś złego, korupcyjnego.
I tak to się kręci. A Krab z perełki naszego przemysłu zbrojeniowego staje się niewygodnym bękartem odstawionym na boczny tor, podczas gdy głównym nadciąga z mocą huraganu kilkaset K9.