Poznań. "Rozebrali ofiarę, a potem ciągnęli po polnej drodze" - nowe ustalenia ws. porwania 14-latki

"Gazeta Wyborcza" opublikowała nowe doniesienia w sprawie porwania i gwałtu na 14-latce w Poznaniu. - W samochodzie, płacząc, próbowała dodzwonić się do córki i do jej koleżanki Laury - powiedziała kobieta, która pomogła matce porwanej dziewczynki. Policja z kolei twierdzi, że oprawcy nie działali według z góry ustalonego planu, tylko "wzajemnie się nakręcali".

Dziennikarz "Gazety Wyborczej" dotarł do pani Marty - kobiety, która razem z córką robiła zakupy w sklepie w Poznaniu, gdy zauważyła roztrzęsioną matkę porwanej dziewczynki. Gdy kobieta zapytała ją o to, czy coś się stało, ta odpowiedziała, że porwali jej córkę. Jak dodaje pani Marta, informację tę przekazał kobiecie chłopak 14-latki, który był świadkiem tego, jak dziewczynka wsiada do samochodu swoich oprawców. 

Zobacz wideo Czy wiesz, co zrobić, gdy zaginie ktoś bliski?

Porwanie 14-latki w Poznaniu. "Płacząc, próbowała dodzwonić się do córki i do jej koleżanki"

Pani Marta zadzwoniła do chłopaka 14-latki, który powiedział, że był w sklepie, a jego dziewczyna czekała z koleżanką na zewnątrz. W pewnym momencie podjechał samochód, z którego wysiadła kobieta, zawołała dziewczynę i kazała jej wejść do auta. Wystraszona 14-latka jej posłuchała. Chłopak widział tylko, jak samochód odjeżdża. Całe szczęście rozpoznał kobietę, która siedziała za kierownicą auta.

Pani Marta zadzwoniła wówczas na policję i zawiozła matkę porwanej na komisariat. - Poszłyśmy na górę do pokoju kryminalnych. Kolejna seria pytań. To, czego ta pani nie mogła powiedzieć, mówiłam za nią. Jeszcze w samochodzie powiedziała nam, że ta porywaczka groziła jej córce. Że jeśli nie odda pieniędzy za popsutą grzałkę od elektronicznego papierosa, to ją wywiozą do lasu w bagażniku. W samochodzie, płacząc, próbowała dodzwonić się do córki i do jej koleżanki Laury - powiedziała pani Marta. Telefony dziewczynek były jednak wyłączone.

Przeczytaj więcej informacji z kraju na stronie głównej Gazeta.pl.

W pewnym momencie matka 14-latki poczuła się na tyle źle, że konieczne było wezwanie pogotowia ratunkowego. Po udzielonej pomocy kobieta podziękowała ratownikom, pani Marcie i jej córce. W tym momencie do matki zadzwoniła porwana córka. - Ona krzyknęła: "Dzwoni!". Policjant włączył telefon na głośnomówiący i to był chyba najgorszy moment - przyznała pani Marta. Jak zrelacjonowała, 14-latka miała powiedzieć, że porywacze ją pobili, przypalali papierosem i ogolili jej włosy. Matka wpadła wówczas w szał.

Świadkiem akcji poszukiwawczej był fotograf Mikołaj Kamieński. Po godzinie 17 zobaczył radiowozy i karetkę, więc zaczął robić zdjęcia. W miejscu, w którym policja znalazła samochód porywaczki, po jednej stronie rośnie dwumetrowa kukurydza, a po drugiej niski łubin. - Całe szczęście, że taki był w tym roku plan zasiewów. Porywacze mogli równie dobrze wjechać w pole kukurydzy albo w głąb lasu. Policja miałaby problem z odnalezieniem porwanej - stwierdził.

"Wydaje się, że zaplanowali tylko porwanie, a potem wzajemnie się nakręcali"

Z kolei policjant w rozmowie z "Wyborczą" przekazał, że funkcjonariusze przejeżdżający niedaleko pola zwrócili uwagę na miejsce, w którym coś odbijało promienie słoneczne. Gdy wjechali na polną drogę, odkryli poszukiwany samochód. Porywacze schowali się za maską auta. W momencie zatrzymania stawiali opór i obrażali policjantów. 

Jak się okazało, oprawcy pobili, przypalali papierosami, ogolili brwi i część głowy swojej ofierze, ale też rozebrali ją i ciągnęli po polnej drodze. Następnie jeden z porywaczy, 17-latek, zgwałcił 14-latkę, a pozostali oprawcy - 39-letnia Paulina K. i trzy osoby nieletnie (14-letnia Laura, 13-letnia Marzena i 14-letni Szymon), nagrywały to na telefonach. Świadkiem porwania była także siedmioletnia córka Pauliny K., która została umieszczona w placówce opiekuńczo-wychowawczej. 

- Wydaje się, że zaplanowali tylko porwanie, a potem wzajemnie się nakręcali. Nie wiemy, jak daleko by się posunęli, gdybyśmy nie uwolnili porwanej. Oni sami chyba tego nie wiedzieli - powiedział policjant. Z informacji "Wyborczej" wynika, że porwana 14-latka wyszła ze szpitala, po czym wraz z babcią wyjechała z Polski.

Więcej o: