W sobotę Mateusz Morawiecki odwiedził Lębork. Na spotkanie z premierem chcieli wejść również przeciwnicy PiS i obecnego rządu, jednak, jak podkreślił jeden z protestujących, nie zostali wpuszczeni. - Nie wpuścili nas na spotkanie. Staliśmy przy wjeździe i czekaliśmy na premiera. Przed nami stali z SOP-u, policji i kilku samorządowców z PiS-u, którzy wcześniej weryfikowali, kto może wejść na spotkanie w budynku starostwa. Tłum krzyczał "wstyd, hańba" - powiedział Andrzej Sułkowski, cytowany przez tvn24.pl.
W pewnym momencie do demonstrujących podszedł burmistrz Łeby Andrzej Strzechmiński. - Zapytał: "i o co państwu chodzi?". Ktoś krzyknął, że "będziesz siedział". I wtedy Strzechmiński pokazał wulgarne gesty - opowiedział Andrzej Sułkowski.
Na nagraniach widać, jak burmistrz Łeby odchodzi od protestujących tzw. gest Kozakiewicza i środkowy palec.
Więcej wiadomości na stronie głównej Gazeta.pl
Do swojego zachowania samorządowiec odniósł się w rozmowie z reporterką TVN24. - Ci ludzie nawet nie chcieli ze mną rozmawiać, wręcz odwrotnie - gwizdali, wyzywali, itd. To tak ma wyglądać demokracja? W związku z tym pokazałem znak pokazany przez naszego byłego mistrza olimpijskiego Kozakiewicza - powiedział Andrzej Strzechmiński, dodając, że on gestu tego nie uważa za wulgarny.
- To, co usłyszałem, było poniżej krytyki. Ja mam również prawo do szacunku. Ja absolutnie nie żałuję tego gestu i nie mam się przyjemności kajać przed kimkolwiek. Ja nie pozwolę się obrażać i przypisywać mi rzeczy, których nie zrobiłem! - stwierdził.
Andrzej Strzechmiński jest burmistrzem Łeby od 2010 roku burmistrz miasta Łeby - to jego trzecia kadencja na tym stanowisku.
***
To nie pierwsza awantura podczas trwającego cyklu "Porozmawiajmy o Polsce". 10 lipca podczas wydarzenia w Rypinie burmistrz miasta Paweł Grzybowski wyrwał jednemu z mieszkańców transparent z hasłem "Pinokio notoryczny kłamca".