Prokurator Karol Borchólski z działu prasowego Prokuratury Krajowej przekazał w rozmowie z TVP Info, że czyn Łukasza K. został zakwalifikowany jako przestępstwo o charakterze terrorystycznym, ponieważ podejrzany zmierzał do "zastraszenia wielu osób".
Zatrzymany usłyszał zarzuty sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia wielu osób oraz mienia wielkiej wartości, a także zarzut posiadania materiałów wybuchowych bez wymaganego zezwolenia. Grozi mu do ośmiu lat więzienia.
Do incydentu doszło w czasie warszawskiego marszu Pamięci Ofiar Ludobójstwa Ukraińskiego na Wołyniu. Koło kościoła świętej Anny na Krakowskim Przedmieściu podejrzany wyjął z plecaka pocisk i położył go na chodniku. Zarejestrowano to na jednym z nagrań, które trafiło do mediów społecznościowych:
Marsz przerwano, a policja ewakuowała jego uczestników i utworzyła wokół strefę bezpieczeństwa. Pocisk zabezpieczyli policyjni pirotechnicy - jeszcze nie poinformowano, jakiego rodzaju był to ładunek (badają go biegli).
Jak opisywaliśmy na Gazeta.pl, pocisk na prośbę PAP zidentyfikował jednak wstępnie generał Waldemar Skrzypczak. - To pocisk artyleryjski wypełniony trotylem, ale bez zapalnika. Myślę, że kaliber ok. 76 mm - przekazał, dodając, że ewakuacja Krakowskiego Przedmieścia była oczywiście konieczna i uzasadniona, bo w takim przypadku "niebezpieczeństwo jest zawsze". Zdaniem generała tego typu pocisk może mieć siłę rażenia do 200 metrów.
Więcej wiadomości z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl.