31 marca zamaskowani mężczyźni wbiegli do biura, zaczęli wyciągać urzędników z pokoi, w powietrze zostały oddane strzały, a pracownicy usłyszeli groźby. "Zabierali przedmioty osobiste, m.in. telefony komórkowe. Niektórzy klęczeli przez półtorej godziny. Ci, którym udało się zabarykadować, dzwonili na policję lub pisali rozpaczliwe SMS-y do rodzin" - pisze "Dziennik Wschodni".
Szkolenie przeprowadzała w urzędzie zewnętrzna firma. Kierownictwo urzędu poinformowało o tym wydarzeniu pracowników, ale informacje zostały wysłane drogą mailową. W związku z tym wiadomości nie dotarły do wszystkich.
Więcej najnowszych treści przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.
Pracownicy mówili w rozmowie z dziennikiem, że kierownictwo posunęło się "za daleko" organizując tego typu szkolenie. "Dobrze, że nikt nie skończył z zawałem" - komentowali.
Jak ustalił "DW", policja otrzymała w tej sprawie kilkanaście zgłoszeń. Sprawa trafiła także do prokuratury.
Prokurator Agnieszka Kępka, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie przekonywała w rozmowie z Dziennikiem Wschodnim, że organizacja tego typu szkolenia "podyktowana była realizacją obowiązków wynikających z ustawy o działaniach antyterrorystycznych".
- O ćwiczeniach zostały poinformowane odpowiednie służby i organy, zdawkowo byli informowani o nich również pracownicy. Na miejscu był psycholog i ratownik medyczny – przekonywała.
W ocenie prokuratora "mieściło się to w kompetencjach dyrekcji". Zaznaczyła jednak, że negatywnie należy jednak ocenić sam przebieg szkolenia, który mógł mieć negatywny wpływ na zdrowie psychiczne części pracowników. - Nie nosi to jednak znamion przestępstwa - podsumowała.