Najbliższe dni przyniosły wytchnienie od słońca. Okazuje się, że nie na długo. Już w pierwszej połowie tygodnia wyże, oprócz zachodniej Europy, obejmą także południe kontynentu i Bałkany, a kraje północne cały czas będą pod wpływem niżu. W związku z tym w Polsce wskazania termometrów zaczną stopniowo wzrastać. "Od wtorku [12 lipca] stopniowe ocieplenie, w środę i czwartek temperatura gdzieniegdzie może przekroczyć 30 stopni Celsjusza, będzie też więcej słońca" - podaje IMGW w komunikacie.
Więcej informacji ze świata i kraju znajdziesz na stronie głównej portalu Gazeta.pl.
Zwrotnikowe, gorące masy powietrza powinny dotrzeć do naszego kraju pod koniec drugiej dekady lipca - podają eksperci z portalu Fani Pogody. Ich skutki - według obecnych wyliczeń modeli - Polacy powinni odczuć w niedzielę 17 lipca. Na zachodzie i południowym zachodzie termometry wskażą 33 stopnie Celsjusza. Co dalej? Sytuacja uzależniona jest od skandynawskich niżów, które będą znajdować się na północy Europy.
Według amerykańskiego modelu GFS niże okażą się słabe i wpuszczą wyż z południa, co poskutkowałaby kilkudniowymi wzrostami temperatury powyżej 40 stopni Celsjusza. Wówczas najgoręcej byłoby w południowej i południowo-zachodniej Polsce.
"Jeśli prognozy te znajdą potwierdzenie w rzeczywistości, to w okolicach 20 lipca rekordy temperatury maksymalnej są zagrożone. Przypomnijmy, najsilniejszy zanotowany upał w Polsce w lipcu wynosi 40.2 stopni Celsjusza. Odnotowany został 29 lipca 1921 roku, więc od jego ustanowienia minęło już ponad 100 lat. Czy rekord jest zagrożony? Na ten moment trudno powiedzieć. Widać jednak, że wyliczenia modeli numerycznych pokazują silny upał w kraju na przełomie drugiej i trzeciej dekady miesiąca" - czytamy na stronie Fani Pogody.
Inny scenariusz przedstawił model Europejskiego Centrum Prognoz Średnioterminowych. Zgodnie z nim upał wkroczy do naszego kraju, ale nie na długo. Inne prognozy sugerują, że chłodne powietrze i niże okażą się na tyle mocne, że gorąc nie będzie się w stanie przebić.
Na południe i południowy zachód od Polski temperatura zacznie osiągać 35 stopni Celsjusza. Jak pisaliśmy, w drugiej połowie tygodnia, czyli 14 lipca, we Włoszech pojawi się tzw. antycyklon afrykański. Za jego sprawą termometry na północy kraju m.in. w Mediolanie, Bolonii, Padwie, Weronie czy we Florencji mogą pokazać nawet 45 stopni Celsjusza. Brak opadów może spowodować, że susza będzie się wciąż nasilać.
Według rządowego dokumentu "Polityka ekologiczna państwa" na skutek zmian klimatu "coraz częściej będzie można zaobserwować silne wiatry, a nawet towarzyszące im incydentalne trąby powietrzne i wyładowania atmosferyczne, które mogą znacząco wpłynąć m.in. na rolnictwo, budownictwo oraz infrastrukturę energetyczną i transportową".
Naukowcy zwracają jednak uwagę, że burze i tornada to złożone zjawiska i na razie nie jest do końca jasne, jak globalne ocieplenie wpłynie na ich siłę i częstość występowania. - Aby powstała silna burza, muszą zostać spełnione trzy warunki, a wraz z ocieplającym się klimatem bardzo trudno jest określić, jak te poszczególne elementy będą się zmieniały - tłumaczył w rozmowie z Gazeta.pl dr Mateusz Taszarek z UAM.
Niektóre dotychczasowe badania sugerują, że, że burze mogą być częstsze, ale mniej intensywne, jednak naukowcy wciąż badają te zależności. Z kolei warunki sprzyjające powstawaniu trąb powietrznych w Polsce nie uległy większej zmianie na przestrzeni ostatnich dekad - mówił Taszarek. Częściej za to dokumentujemy ich pojawienie się np. nagrania z telefonów komórkowych, co może sprawiać wrażenie, że jest ich więcej.
Więcej o skutkach kryzysu klimatycznego i rozwiązaniach, jakie mamy w walce z nim, przeczytasz w serwisie Zielona.Gazeta.pl.
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina.