Dwulatka zostawionego w jednym z samochodów w Lublinie zauważył przechodzień. Zadzwonił na policję, tłumacząc, że auto stoi na słońcu, a siedzący w nim chłopiec ma widoczne rumieńce na twarzy. Na miejsce, oprócz policjantów, przyjechała karetka pogotowia.
Krótko po przyjeździe służb do auta wróciła jego właścicielka.
"Na parkingu niedługo później pojawiła się ciotka chłopca, która otworzyła drzwi do pojazdu, a następnie przyszła 35-letnia matka. Jak się okazało, kobiety razem przyjechały na zakupy i chłopiec przez blisko godzinę siedział zamknięty w samochodzie. 35-latka w rozmowie z policjantami oświadczyła, że nie widziała nic złego w pozostawieniu dziecka w aucie" - relacjonują policjanci z Lublina.
Dwulatek trafił do szpitala, gdzie przeprowadzono badania lekarskie. Na szczęście, nie stało mu się nic poważnego.
Chociaż chłopiec jest cały i zdrowy, to policjanci prowadzą czynności w celu postawienia kobiecie zarzutów narażenia dziecka na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia. W tej chwili przesłuchiwani są świadkowie zdarzenia. Śledczy apelują też o rozsądek.
"Wczorajszy dzień nie był upalny, dlatego ta historia skończyła się bez uszczerbku na zdrowiu dla dziecka. Jednak gdy temperatury rosną, zamknięty samochód jest śmiertelnie niebezpieczny. Auto zaparkowane na słońcu potrafi nagrzać się do około 70 stopni Celsjusza. Taka temperatura może zabić" - czytamy 7 lipca na stronie policji w Lublinie.
Kiedy widzimy dziecko lub zwierzę pozostawione w pojeździe na słońcu, możemy wybić szybę pojazdu, żeby je ratować.
**********
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina.