Onet.pl opisał historię Karoliny, która zanim trafiła do DPS przebywała wraz z bratem - który również jest osobą z niepełnosprawnością, w internecie przy szkole dla dzieci i młodzieży z niepełnosprawnością intelektualną w jednym z miast powiatowych. Okazało się jednak, że w internacie dziewczyna była gwałcona przez swojego brata oraz prawdopodobnie jego kolegów.
W wyniku gwałtów Karolina zaszła w ciąże, jednak niedługo potem poroniła. Ojcem poronionego dziecka był brat dziewczyny, który za gwałt otrzymał wyrok dwóch lata więzienia w zawieszeniu. Matka dziewczyny przekazała, że prokuratura i sąd nie badały w tej sprawie współudziału innych wychowanków.
Po powrocie do domu Karolina ponownie miała przejść trudne chwile. Jak przekazała matka dziewczyny, w lipcu 2018 roku ojciec zaczął spędzać dużo czasu z Karoliną, czego wcześniej nie robił. To zaniepokoiło kobietę.
"W sierpniu Karolina zaczęła wykonywać ruchy frykcyjne w miejscach publicznych i mówić 'tata mi tak robił'" - napisano w opinii psychologicznej. Po tym zdarzeniu matka dziewczynki (razem z trójką swoich dzieci) przeniosła się do przybudówki, znajdującej się na tym samym podwórku. Wkrótce przeciwko mężczyźnie wszczęto postępowanie w sprawie dopuszczenia się gwałtu na córce - jednak z powodu niewystarczających dowodów, śledztwo zostało umrzone.
W 2019 roku dziewczyna trafiła do DPS w Jordanowie, aby "odizolować ją od bodźców, które wywołują u niej lęk". W ośrodku miała odnaleźć spokój i wrócić do normalności. Jednak wbrew decyzji matki (jedynego prawnego opiekuna dziewczyny) oraz przedłożonych przez nią dokumentów, na mocy których mężczyzna miał nie widywać się z córką, pracowniczki DPS wpuszczały ojca dziewczyny do ośrodka.
Jak przekazała kobieta, była dyrektor DPS - s. Bronisława miała także złożyć do sądu wniosek o umożliwienie spotkań ojca z Karoliną. Kobieta skontaktowała się z DPS, jednak siostra stwierdziła, że pismo musiało wpłynąć od ojca. Matka dziewczyny skontaktowała się wówczas z sądem, aby zweryfikować te informacje. Okazało się, że podpis pod wnioskiem złożyła dyrektorka DPS-u.
Później kobieta zaczęła dostrzegać na ciele córki liczne siniaki. Lekarz stwierdził, że są to nowe i stare obrażenia. Matka zapytała się pracowniczek DPS-u, dlaczego dziewczyna ma na ciele obrażenia wskazujące na pobicie. Siostry stwierdziły, że dziewczyna sama się bije oraz dochodzi do bójek między podopiecznymi, a one nie są w stanie błyskawicznie reagować.
W ośrodku psychiatra przepisywał Karolinie leki - matka postanowiła więc zabrać córkę do innego lekarza po opinię. Po konsultacji z psychiatrką, do której udała się z córką, lekarka stwierdziła, że dziewczyna dostaje za duże dawki leku i trzeba je zmniejszyć. Dodatkowo lekarz psychiatra, który zajmował się Karoliną w DPS, zalecał jej medyczną marihuanę, a kiedy kobieta odebrała córkę z ośrodka, otrzymała leki zapakowane w serwetkę bez informacji o ich dawkowaniu ani o tym, co w sobie zawierają.
Przeczytaj więcej informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
W listopadzie 2021 roku kobieta złożyła zawiadomienie do zakopiańskiej prokuratury w sprawie śladów pobicia na ciele córki. - Tyle miesięcy wcześniej można było tym dzieciom pomóc. Jak teraz w maju zapytałam w zakopiańskiej prokuraturze o tamto moje pismo, to mi powiedzieli, że musiało zaginąć i nigdy do nich nie dotarło - powiedziała Onetowi kobieta.
*********
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina.