Renata Kim dziękuje nowemu naczelnemu i przyznaje: To ja zawiadomiłam o sytuacji w "Newsweeku"

"Jestem wdzięczna nowemu naczelnemu za to, że nas wysłuchał i zrozumiał" - napisała dziennikarka "Newsweeka" Renata Kim. W niedzielę nowy naczelny tygodnika Tomasz Sekielski opublikował tekst o swoim poprzedniku i atmosferze w redakcji. Tomasza Lisa zwolniono "w trybie natychmiastowym", w medialnych publikacjach pojawiły się oskarżenia o mobbing, sprawą zajęła się Państwowa Inspekcja Pracy.
Teraz mogę już przyznać, że to ja byłam osobą, która zawiadamiała HR i związki zawodowe o sytuacji w Newsweeku

- napisała Renata Kim, dziękując Tomaszowi Sekielskiemu za wysłuchanie dziennikarzy redakcji. Pod wpisem dziennikarki pojawiły się słowa wsparcia i podziękowania, m.in. od Barbary Nowackiej czy Moniki Rosy.

Nowy naczelny "Newsweeka" rozmawiał w ostatnich tygodniach z dziennikarzami tygodnika, wielu z nich przyznało, że atmosfera była "toksyczna". Są tacy, którzy czują się zastraszeni, źle traktowani, są też i tacy, którzy nie doświadczyli niczego złego od Lisa. "Każdy przypadek jest inny i tym trudniej pisać o tej sprawie tak, by uniknąć niesprawiedliwych uproszczeń" - zaznacza Sekielski.

Więcej aktualnych informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl

"Nie wszystkie procedury zadziałały tak, jak trzeba"

Szef redakcji "Newsweeka" nie pomija zarzutów kierowanych pod adresem całego wydawnictwa RASP. Z publikacji Wirtualnej Polski, która zawiera relację wielu osób o mobbingu stosowanym przez Tomasza Lisa, można wnioskować, że pracodawca nie zareagował właściwie na sygnały pracowników. 

W tekście Szymon Jadczak wymieniał kolejne zgłoszenia, które pracownice i pracownicy redakcji składali w odpowiednich biurach i departamentach wydawnictwa. Żadne nie przynosiły efektów. Autor tekstu rozmawiał z przedstawicielami związków zawodowych działających w RASP.  NSZZ "Solidarność" umawiało spotkanie osób, które zgłosiły mobbing, z przedstawicielami działu prawnego. Do spotkania nigdy nie doszło. 

Menadżerowie nie reagowali - wynika z relacji dziennikarzy. Rozmówczyni WP, podkreśla, że ujawnia to, co działo się w "Newsweeku", bo "chce, by władze firmy wiedziały, co się u nas dzieje. Bo z roku na rok jest coraz gorzej, a w ostatnich miesiącach napięcie jest tak wielkie, że lada chwila ktoś albo coś wybuchnie. Chciałabym się naradzić, co można zrobić, by sytuacja się poprawiła, żeby można było pracować bez strachu" - czytamy.

"Zabrakło komunikacji"

Tomasz Sekielski zapewnia, że "w firmie istniały i istnieją mechanizmy zapobiegające mobbingowi i innym niewłaściwym zachowaniom w pracy". "Niestety, w tym przypadku nie wszystkie procedury zadziałały tak, jak trzeba. Nie wynikało to jednak z chęci ukrywania czy tuszowania czegokolwiek. W niektórych przypadkach po prostu zabrakło komunikacji, zaufania i wrażliwości wykraczającej poza obowiązujące procedury" - stwierdza.

Wydawnictwo Ringier Axel Springer Polska rozwiązało umowę z Tomaszem Lisem 24 maja br. w trybie natychmiastowym. Dziennikarz kierował tygodnikiem "Newsweek" od 2012 r.

Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina >>>

Więcej o: