Nowy naczelny "Newsweeka" o Lisie: "Nie zamierzam udawać, że nic się nie stało". Wspomina "tresurę" w TVN

"Nie zamierzam udawać, że nic się nie stało, że nie pojawiły się publikacje stawiające w bardzo złym świetle mojego poprzednika oraz poniekąd całą redakcję" - pisze w pierwszym felietonie Tomasz Sekielski, nowy redaktor naczelny "Newsweeka". Zastąpił na tym stanowisku Tomasza Lisa, zwolnionego "w trybie natychmiastowym" i oskarżanego w medialnych publikacjach o mobbing.

"Siadam do napisania swojego pierwszego wstępniaka, zdając sobie sprawę z tego, jak duże oczekiwania związane są z tym tekstem i to nie tylko wśród naszych czytelników. Przychodzę do redakcji w sytuacji trudnej, ale jestem przekonany, że nowe otwarcie jest możliwe i konieczne" - to pierwsze zdania nowego naczelnego opublikowane przez "Newsweek"

Zobacz wideo Kto znajdzie się na listach Zjednoczonej Prawicy?

Więcej aktualnych informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl

Tomasz Sekielski wyraża nadzieję, że nie musi "nikogo przekonywać, iż w dotychczasowej zawodowej karierze kierował się przede wszystkim chęcią dociekania prawdy".

Dziennikarz nie może bawić się w chowanego albo słuchać tych, którzy wolą się ukryć za murem zmowy milczenia, szepcząc po kątach: "Tylko nie mów nikomu"

- pisze Sekielski, nawiązując do tytułu filmu o pedofilii w Kościele, który stworzył wraz z bratem.

"Nie można być hipokrytą" 

Tomasz Sekielski, który rolę naczelnego "Newsweeka" pełni od 1 lipca, zaznacza, że dziennikarz nie zawsze może napisać o wszystkim, co wie. Nie wynika to jego zdaniem z chęci ukrywania prawdy, ale konieczności ochrony pokrzywdzonych. Jednocześnie przypomina czytelnikom, że miał okazję pracować z Tomaszem Lisem w TVN-ie i zapewnia, że "nie zamierza udawać, że nic się nie stało, że nie pojawiły się publikacje stawiające w bardzo złym świetle mojego poprzednika oraz poniekąd całą redakcję "Newsweeka'."

Sprawa jest dla mnie tym trudniejsza, że mam osobisty stosunek do Tomka Lisa, od którego uczyłem się dziennikarskiego warsztatu, pracując w "Faktach" TVN. Za to jestem mu wdzięczny. Nie będę jednak udawał, że Tomek był moim ulubionym szefem. Jego styl zarządzania redakcją opierał się raczej na używaniu kija niż marchewki. Wybuchy złości, nieustająca presja sprawiały, że nie wszyscy wytrzymywali tę swoistą tresurę. Ileż razy słyszałem wtedy od niego, że newsy to nie miejsce dla "grzecznych harcerek" ani "szkółka niedzielna". Był genialnym dziennikarzem, perfekcjonistą, któremu wiele się wybacza

- ocenia Sekielski. Jego zdaniem, w połowie lat 90. poprzedniego wieku wielu mogło sądzić, że właśnie takie standardy panują w redakcjach. Teraz czasy się zmieniły, ale - jak zauważa Sekielski - "nie zmienił się Tomek".

Nowy naczelny "Newsweeka" rozmawiał w ostatnich tygodniach z dziennikarzami tygodnika, wielu z nich przyznało, że atmosfera była "toksyczna". Są tacy, którzy czują się zastraszeni, źle traktowani, są też i tacy, którzy nie doświadczyli niczego złego od Lisa. "Każdy przypadek jest inny i tym trudniej pisać o tej sprawie tak, by uniknąć niesprawiedliwych uproszczeń" - zaznacza Sekielski.

"Nie wszystkie procedury zadziałały tak, jak trzeba"

Szef redakcji "Newsweeka" nie pomija zarzutów kierowanych pod adresem całego wydawnictwa RASP. Z publikacji Wirtualnej Polski, która zawiera relację wielu osób o mobbingu stosowanym przez Tomasza Lisa, można wnioskować, że pracodawca nie zareagował właściwie na sygnały pracowników. 

Tomasz Sekielski zapewnia, że "w firmie istniały i istnieją mechanizmy zapobiegające mobbingowi i innym niewłaściwym zachowaniom w pracy". "Niestety, w tym przypadku nie wszystkie procedury zadziałały tak, jak trzeba. Nie wynikało to jednak z chęci ukrywania czy tuszowania czegokolwiek. W niektórych przypadkach po prostu zabrakło komunikacji, zaufania i wrażliwości wykraczającej poza obowiązujące procedury" - stwierdza.

Wydawnictwo Ringier Axel Springer Polska rozwiązało umowę z Tomaszem Lisem 24 maja br. w trybie natychmiastowym. Nie są znane przyczyny tej decyzji. Dziennikarz kierował tygodnikiem "Newsweek" od 2012 r.

Tomasz Lis zawiesił aktywność zawodową

W ubiegłym tygodniu Wirtualna Polska opublikowała reportaż zatytułowany: "'Płakałam, miałam ataki paniki'. Ujawniamy zarzuty podwładnych wobec Tomasza Lisa. Dlaczego zwolniono naczelnego 'Newsweeka'?" Autor tekstu przytacza rozmowy z kilkudziesięcioma współpracownikami Lisa i sytuacje, w których ich zdaniem dochodziło do mobbingu. 

Według ustaleń WP pierwsze zgłoszenia o niestosownym zachowaniu naczelnego pojawiły się w 2018 r. Lis miał kilkukrotnie publicznie wyśmiewać wygląd i ubiór jednego z dziennikarzy i robić przy tej okazji niestosowne porównania. Następnie wymieniane są kolejne zgłoszenia, które pracownice i pracownicy redakcji składali w odpowiednich biurach i departamentach wydawnictwa. Żadne miały nie przynieść efektów.

W piątek informowaliśmy o tym, że Tomasz Lis nie będzie pojawiał się w roli komentatora w TOK FM. - Niewątpliwie nie zachowywał się wobec części podwładnych tak, jak powinien i zapewne słusznie przestał być naczelnym "Newsweeka" - przyznał w piątkowej porannej audycji TOK FM Jacek Żakowski, w którego programie Lis był stałym komentatorem. Tomasz Lis przysłał do redakcji list, w którym poinformował, że na jakiś czas zawiesza aktywność zawodową.

Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina >>>

Więcej o: