W czwartek Sławomir Sierakowski utworzył zbiórkę na bojowego drona Bayraktar dla ukraińskiej armii. Jak podkreślił w rozmowie z Gazeta.pl, akcja jest "totalnie spontaniczna". - W drodze do Sztokholmu przeczytałem, że firma Bayraktar przekazała Ukrainie trzy drony w prezencie, a środki poleciła przekazać na pomoc dla zaatakowanego społeczeństwa ukraińskiego. Wcześniej Litwini zebrali fundusze na jednego drona i stało się tak samo. Nie ukrywam, że liczę na to samo - podkreślił dziennikarz.
- Litwini przygotowywali się do swojej zbiórki trzy tygodnie, mieli za sobą władze, media, promocję. Akcja była przygotowywana przez profesjonalistów i dobrze, że o tym nie wiedziałem, bo gdybym wiedział, to sam nigdy bym tego nie zaczął. Nie mam za sobą władz i wszystkich mediów - dodał.
Więcej wiadomości na stronie głównej Gazeta.pl
Jak zaznaczył, teraz wokół akcji "formułuje się drużyna". - Jest kilka osób, które bardzo pomagają, bardzo wspiera nas portal zrzutka.pl, który od razu nadał naszej zbiórce priorytet. I mamy już rekord szybkości zbierania w historii portalu, który zebrał już prawie miliard! Dołączyli tacy ludzie jak Agnieszka Holland, Adam Michnik, Maciej Stuhr, Bartosz Bielenia, Radosław Sikorski, ks. Kazimierz Sowa czy Andrzej Stasiuk, który pierwszy nagrał film, od razu zaufał naszej zbiórce. Liczę na wsparcie kolejnych znanych osób - powiedział Sławomir Sierakowski w rozmowie z Gazeta.pl. - Akcja zaczęła rosnąć tak naprawdę dzięki zwykłym Polakom, którzy wpłacają bardzo różne kwoty, choćby po dziesięć albo kilkadziesiąt złotych. Kopa ruskim chcą dać zwykli ludzie po tym, co zobaczyli w Mariupolu, Buczy, po tych gwałtach na kobietach. Samo nagłaśnianie zbiórki w mediach społecznościowych robi robotę i bardzo nam zależy na jak najszerszym udostępnianiu na Facebooku czy Twitterze. Linkujcie wszyscy, podawajcie dalej wiadomości, zakładajcie Skarbonki - to bardzo proste na moim Facebooku piszę jak to zrobić dwoma klikami - zaapelował.
- Nasza akcja zbiega się w czasie z wyrzuceniem Rosjan z Wyspy Węży. To się stało między innymi dzięki Bayraktarom. One są symbolem tej wojny i nadal są niezwykle ważne dla ukraińskiej armii, a kończą się - dodał.
Sławomir Sierakowski podkreślił, że w Ukrainie był natychmiastowy odzew na wiadomość o zbiórce. - Wszystkie duże stacje telewizyjne zrobiły o tym materiał. Największy ukraiński dziennik napisał o zbiórce godzinę po jej utworzeniu. Dostaję też dużo wzruszających wiadomości - przychodzą nagrania z podziękowaniami od wdów, od dzieci, żołnierzy z frontu. Publikuję je na FB. Wiem, że ukraińska poczta chce zorganizować nam słynne znaczki, nawiązujące do Wyspy Węży i słynnego "idi na ch*j" z podpisem autora tych znaczków. Trafią one na aukcję. Mam nadzieję, że dołączą do nas firmy i założą swoje Skarbonki. Można w nich umieścić swoje logo i oczywiście mieć satysfakcję ze zbierania - powiedział.
- Gdy w półtora dnia zebraliśmy milion, powiedziałem do Żeni Klimakina, mojego przyjaciela z Ukrainy: "Żenia, mamy ten milion, ale to nadal jest mnóstwo forsy do zebrania. Myślisz, że my damy radę?". A on na to: "Sławek, po 24 lutego ja nie myślę, tylko działam. I się udaje". I ja się tym kieruję. Gdyby Ukraińcy zastanawiali się, czy dadzą radę Rosji, to złożyliby broń. Gdybyśmy nie dali rady - a może zbierzemy więcej, bo to też nie jest wykluczone - to zgodnie z celami akcji wszystkie środki trafią na fundusz ukraińskich sił zbrojnych w Narodowym Banku Ukrainy. Krótko: Nie ma co lękać się tej sumy, nie kalkulujmy, tylko działajmy - zakończył.
Link do zbiórki: POD TYM ADRESEM.