Pracownicy MZK w Bydgoszczy strajkują od piątku 24 czerwca. Tramwaje i autobusy obsługiwane przez spółkę nie wyjechały z zajezdni w dniu zakończenia roku szkolnego. Zarząd dróg miejskich i komunikacji w pierwszych wiadomościach informujących o utrudnieniach pisał o "nielegalnym strajku" i "braniu mieszkańców jako zakładników". Zaprzestania wykonywania obowiązków kierowcy nie poprzedzili negocjacjami z Urzędem Miasta, ani strajkiem ostrzegawczym. Władze spółki podały się do dymisji.
Przeczytaj więcej informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
Rozpoczynając strajk, pracownicy MZK przedstawili pięć postulatów:
Postulaty kierowców opublikował "Express bydgoski".
Kierowcy zapowiedzieli, że nie wrócą do pracy, jeśli nie dostaną podwyżek. W mieście funkcjonuje komunikacja zastępcza. Mieszkańców, którzy domagają się odszkodowań za utrudnienia w dojazdach do pracy Zarząd dróg miejskich i komunikacji publicznej odsyła do strajkującej spółki.
"Prawo przewozowe (Dz. U. z 2020 r. poz. 8) za szkodę, jaką poniósł podróżny wskutek opóźnionego przejazdu lub odwołania regularnie kursującego środka transportowego, odpowiada przewoźnik, jeżeli szkoda wynikła z winy umyślnej przewoźnika" - czytamy na stronie bydgoskiego ZDMiKP. Oficjalnie strajk nie jest organizowany przez działające w spółce związki zawodowe.
- Prezydent złożył do prokuratury zawiadomienie o działaniu nieznanych osób na szkodę spółki - poinformowała lokalną gazetę rzeczniczka Rafała Bruskiego Marta Stachowiak. W piątek, po rozpoczęciu strajku, prezydent Bydgoszczy zadeklarował gotowość do rozmów, jednak nie udało się wypracować porozumienia.
Andrzej Arndt, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Komunikacji Miejskiej poinformował, że w poniedziałek nikt z urzędu miasta ani z MZK nie skontaktował się ze strajkującymi kierowcami.
- Chcemy bardzo przeprosić społeczeństwo, które w tej chwili najbardziej odczuwa brak naszej komunikacji - mówił podczas poniedziałkowej konferencji szef związków zawodowych MZK, cytowany przez TOK FM. - Informujemy jednak, że rozmowy były prowadzone od grudnia ubiegłego roku i nie przynosiły żadnego efektu. Spotkań było kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt. Załoga zdecydowała o proteście, po prostu nie mieliśmy innego wyjścia - tłumaczył.
Pracownicy MZK żądają 10 mln zł na podwyżki. Twierdzą, że te pieniądze były już zapisane w budżecie, jednak spółka dostała od miasta 142, zamiast 152 milionów zł. Urzędnicy twierdzą, że pieniędzy na spełnienie żądań strajkujących w miejskim budżecie po prostu nie ma.
***
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina.