7 czerwca około godziny 5 rano doszło w Płocku (woj. mazowieckie) do ataku na pracownika Orlenu. Jeszcze tego samego dnia w związku ze zdarzeniem zatrzymany został 42-letni mężczyzna. Teraz poszkodowany ochroniarz postanowił skomentować zajście.
Nożownik zadał 42-letniemu pracownikowi ochrony ciosy nożem w plecy i klatkę piersiową. Pokrzywdzony został przetransportowany do szpitala w stanie ciężkim. Po prawie trzech tygodniach pobytu w placówce Tomasz Borkowski wrócił do domu, w którym czekała na niego żona oraz trójka dzieci. Mężczyzna zdecydował się porozmawiać na temat zdarzenia z "Super Expressem".
42-latek przyznał, że gdy nad ranem na stację podjechało auto, początkowo myślał, że kierowca czegoś szuka lub potrzebuje pomocy. Napastnik wyskoczył jednak z pojazdu i ruszył w kierunku Borkowskiego. - Trzymał coś w ręku przy udzie. W pierwszej chwili myślałem, że to pałka teleskopowa, ale jak uniósł rękę nad głowę, szykując się do zadania ciosu, zdałem sobie sprawę, że to jest długi nóż - powiedział i dodał, że podczas szarpaniny z napastnikiem, nieustannie myślał o tym, by nie dać się ugodzić w ważne miejsca. Mimo to nożownik zadał mu aż dziewięć ciosów. Kiedy adrenalina zaczęła opadać, pan Tomasz zaczął czuć się coraz gorzej.
- Myślałem tylko, żeby złapać następny oddech, bo moje dzieci nie mogą dorastać bez ojca. Kiedy mnie reanimowali, byłem przytomny i myślałem tylko o swojej rodzinie. I o tym, żeby oddychać - przyznał i dodał, że zdaniem lekarzy miał wiele szczęścia, bo gdyby nóż przebił żebra, trafiłby prosto w serce.
Więcej aktualnych wiadomości z kraju znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Według wstępnych informacji atak mógł być motywowany utratą pracy w Orlenie. Zatrzymanemu w sprawie 42-letniemu mężczyźnie postawiono zarzut usiłowania zabójstwa i spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Jak przekazała prok. Małgorzata Orkwiszewska mężczyzna przyznał się do winy.