Od 24 lutego, czyli początku rosyjskiej agresji na Ukrainę, Straż Graniczna odprawiła 4 miliony 141 tysięcy osób, przyjeżdżających do Polski z Ukrainy. Pomoc, wsparcie, jedzenie i dach nad głową dostali od Polaków, którzy przyjmowali ich do własnych domów i dzielili tym, co mieli.
Więcej aktualnych informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
Wiele osób nie zdawało sobie sprawy, że wojna będzie trwała miesiącami. Ci, którzy angażowali się w pomoc, biorąc urlop w pracy, wrócili do swoich obowiązków. Inflacja nie zwalnia i staje się coraz większym obciążeniem, a centralny system wsparcia uchodźców nadal jest nieopracowany. Wolontariusze w centrach integracji i wszyscy zaangażowani w akcje pomocowe podkreślają, że potrzebują zmienników.
Śląska Wioska Humanitarna to miejsce powołane do życia w pierwszych dniach po inwazji Rosji na Ukrainę. Wolontariusze prowadzą przy ulicy Wyzwolenia w Siemianowicach Śląskich magazyn z żywnością, artykułami pierwszej potrzeby, wszystkim, czego uchodźcy potrzebują. W bazie mają zarejestrowanych 85 tysięcy osób. Ta liczba ciągle rośnie, choć już nie tak dynamicznie, jak na początku wojny.
- Działamy prężnie i wielokierunkowo. W połowie maja zmieniliśmy godziny i dni otwarcia magazynu. Przez cały tydzień przyjmujemy dostawy, od firm, które z nami współpracują. Zmieniamy też sposób działania, organizujemy więcej akcji wyjazdowych do Ukrainy. Mamy cztery grupy, które regularnie jeżdżą i dostarczają pomoc do zniszczonych miast i na front. W tej chwili nasi ludzie są w Mariupolu. Organizujemy też wielopokoleniowy koncert charytatywny 23 czerwca "Human Fest" - wylicza w rozmowie z Gazeta.pl Grzegorz Kaszubowski.
Do Siemianowic Śląskich nadal docierają transporty z całymi paletami towarów. - Ryż, kasza, mleko, mąka. To może w magazynie być dłużej. I mamy co dać tym, którzy do nas przychodzą. Od 4 rano ustawia się kolejka 1200 osób. Sytuacja zmieniła się 12 maja. Widać, że pieniądze, które uchodźcy dostali w ramach 500 plus pomagają im - ocenia nasz rozmówca i dodaje, że uchodźcy przychodzili do magazynu w Siemianowicach, bo po prostu byli głodni.
- Pomagamy ludziom z całego województwa. To nie tylko Katowice, Chorzów czy Zabrze, które są dobrze skomunikowane. Ludzie przyjeżdżają również z oddalonego Raciborza, Ustronia, Brennej, Zbrosławic, z całego województwa. Od wojewody usłyszeliśmy, że to "turystyka pomocowa". Ale argumenty o tym, jak wygląda prawdziwa pomoc ludziom, a nie ta zza biurka, nie trafiają do przedstawicieli władz - relacjonuje Kaszubowski.
W województwie śląskim jest ok. 300 tys. uchodźców. 10 tys. osób potrzebuje niemal wszystkiego, stracili domy, przyjechali do Polski tak, jak zastała ich wojna. Pozostała, zdecydowana większość znalazła pracę, wynajęła mieszkania, wydała oszczędności na to, żeby zorganizować swoje życie. - Od przeciwników słyszmy, że chodzą po Silesii [centrum handlowe w Katowicach - red.] i wydają kasę. I dobrze, niech pracują, robią zakupy, żyją tutaj - mówi Kaszubowski.
- Pomoc zwykłych obywateli jest absolutnie niesamowita. Wszystko opiera się na ludziach, bo to oni ogarniają ten kryzys. Jeśli ktoś chce, dzieli się po prostu tym, co ma i tylko dlatego to jeszcze działa - mówi w rozmowie z Gazeta.pl Marcelina Zjawińska z fundacji Splot Społeczny. Organizatorka Centrum Integracji w Terminalu Kultury Gocław w Warszawie dodaje, że nadal są chętni, by pomagać. - Ludzie to wyczuli, że ten kryzys i zryw pomocowy to nie sprint, nie maraton, ale sztafeta. Są tacy, którzy przejęli inicjatywę. Zmiany i dopływu nowych sił wymaga też "pierwsza linia frontu", wolontariusze, którzy od lutego są na najwyższych obrotach. To jest do uruchomienia - zaznacza.
Free Shop, który działa w Centrum Integracji na warszawskim Gocławiu, wyposażyło niedawno... kierownictwo oddziału Leroy Merlin. - Zdecydowała dobroć serca - podkreśla nasza rozmówczyni. Dodaje, że pomoc, jakiej w Centrum udzielono uchodźczyniom i uchodźcom, można liczyć w milionach. - I to nie są miliony od rządu - uzupełnia.
Z pomocy od rządu, czyli dofinansowania w wysokości 40 zł na dzień nie wszyscy skorzystali. Procedury składania wniosku były na tyle skomplikowane, że część osób po prostu zrezygnowała. - To są działania fasadowe. Realna pomoc jest w takich centrach, jak nasze. A my jesteśmy u kresu sił fizycznych, emocjonalnych, nerwowych. Jesteśmy wyczerpani - przyznaje Marcelina Zjawińska. Wyjaśnia, że sytuacja jest na tyle dynamiczna i złożona, że trudno mówić o przyszłości i planować działania z dużym wyprzedzeniem. - To też jest bardzo obciążające, brak jakiejkolwiek stabilności. Wiemy jedno, że ciężar wsparcia trzeba przenieść na usamodzielnianie uchodźczyń i uchodźców. My powoli zaczynamy to robić - tłumaczy.
Centrum Integracji ukierunkowuje wsparcie na niezależność, samodzielność, koordynuje proces poszukiwania pracy. - Tak, żeby Ukrainki i Ukraińcy sami mogli zabezpieczać swoje potrzeby materialne. W pierwszej fazie pomoc rzeczowa była konieczna, jeśli ktoś przyjeżdżał z jednym plecakiem - mówi nam Marcelina Zjawińska.
Organizatorka Centrum Integracji w Terminalu Kultury Gocław uważa, że po prawie czterech miesiącach wojny w Ukrainie istotne jest, aby uchodźcom przywrócić poczucie sprawczości i godności, włączyć ich w społeczności lokalne i uniezależnić od pomocy instytucjonalnej. - Praca daje poczucie kontroli nad własnym życiem. W naszym centrum w tej chwili pracują tylko uchodźczynie. 25 proc. z nich podjęła decyzję o powrocie do ojczyzny w najbliższych dniach, 25 proc. chce zostać w Polsce i tu układać sobie życie, a połowa jest niezdecydowana. Wszystkie natomiast garną się do pracy, chcą być samodzielne. Nie są bierne - podkreśla Marcelina Zjawińska.
Centrum Integracji na warszawskim Gocławiu to wspólna inicjatywa trzech różnych sektorów - samorządu lokalnego, biznesu zaangażowanego społecznie i trzeciego sektora. Urząd dzielnicy Praga Południe był odpowiedzialny za punkt informacyjny i sieciujący (szczególnie dzięki wysiłkom zastępczyni burmistrza Izabeli Szostak-Smith), organizacja społeczna za prowadzenie działań (Fundacja Splot Społeczny), a biznes, czyli Ubrania do Oddania i Zofia Zochniak oraz agencja 99 Złota Proporcja za pozyskiwanie darów i komunikację.
Według badań prowadzonych przez Szlachetną Paczkę liczba Polaków zaangażowanych w pomoc uchodźcom spadła o 10 punktów procentowych.
- Nie możemy być ciągle w stanie pełnej gotowości i mobilizacji. Ci, którzy pomagali, nadal to robią, ale w mniejszym stopniu, bardziej dbając o siebie, co oczywiście jest zrozumiałe. Jest wysoka inflacja, widzimy, że idąc na zakupy, musimy dużo więcej wydać, żeby kupić ten sam koszyk produktów. No i pomagamy mniej - przyznaje Joanna Sadzik, prezeska Stowarzyszenia Wiosna, organizatora Solidarnej Paczki.
Potrzeby rodzin z Ukrainy również się zmieniły. - Po trzech miesiącach ludzie chcą zacząć żyć normalnie. Chcę znaleźć pracę, chcą móc ugotować sobie ciepły posiłek, chcą mieć w miarę stałe miejsce zamieszkania. Pula problemów jest inna, do tego bardziej zindywidualizowana. To już nie jest, chleb, masło i dżem, to jest pomoc w osadzeniu się w nowej rzeczywistości i zintegrowaniu ze społeczeństwem W lutym uchodźczynie i uchodźcy myśleli jeszcze, że konflikt potrwa miesiąc, dwa. Teraz widzą, że blok czy dom, w którym mieszkali, nie istnieje. Nawet jeśli Rosjanie się wycofali z ich miast rodzinnych, to nie ma do czego wracać z trójką dzieci - mówi w rozmowie z nami.
Joanna Sadzik zwraca uwagę na to, że uchodźcy rzeczywiście dużo informacji mogą znaleźć w internecie pod jednym warunkiem - muszą znać język polski. Treści tłumaczonych na ukraiński wciąż jest za mało. - Proszę sobie wyobrazić, gdybyśmy się nagle znaleźli w Hiszpanii bez znajomości języka hiszpańskiego i musielibyśmy się odnaleźć ich systemie oświaty, zdrowia, codzienności. Dla dużej części uchodźców pobyt w Polsce jest pierwszym wyjazdem z ich ojczyzny - podkreśla prezeska Stowarzyszenia Wiosna.
Do tego dochodzi trauma wojny, niepewność związana z tym, że nie wiadomo, jak długo ona potrwa, strach o najbliższych, którzy zostali w Ukrainie. Joanna Sadzik tłumaczy, że w tych okolicznościach i w tym momencie ważna jest również pomoc niematerialna. Wskazówki, gdzie jest przedszkole czy żłobek, rozmowa, codzienna życzliwość. - Traktujmy uchodźców tak, jak sami chcielibyśmy być potraktowani w miejscu, gdzie nie znalibyśmy nikogo. Te osoby, które z nami są, zostaną z nami na długie lata. Im szybciej się zintegrują, tym szybciej staną się samodzielni - zapewnia nasza rozmówczyni.
30 czerwca to ostatni dzień na złożenie wniosku o rządową pomoc w wysokości 40 zł na dzień. Początkowo specustawa o świadczeniach pieniężnych dla obywateli Ukrainy miała obowiązywać przez 60 dni. Wydłużono ją o kolejne 60 dni, kolejnej takiej decyzji nie będzie. - Jesteśmy przekonani, że wiele osób w Polsce jest w stanie się usamodzielnić i zaadaptować - ocenił już w maju pełnomocnik rządu ds. uchodźców Paweł Szefernaker.
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina >>>