Jak podaje tvn24.pl, 25 marca policja w Wiedniu zauważyła Volkswagena Passata na polskich numerach, który wczesnym rankiem przejechał po linii ciągłej. Funkcjonariusze dogonili auto. Jak podaje portal, policjanci odnotowali, że kierowca miał "bełkotliwą mowę" i "zaczerwienione, podkrążone oczy". Badanie alkomatem wykazało 1,5 promila alkoholu w organizmie.
Dziennikarze przytaczają dokumenty austriackiej policji, w których znajduje się opis interwencji. Misiewicz miał powiedzieć: - Tak, wiem, że dzisiaj trochę za dużo wypiłem. Ale nie przypuszczałem, że tyle za dużo. To nie jest mój dzień.
Portal podaje, że w Austrii dopuszczalny limit alkoholu w organizmie dla kierowcy wynosi 0,5 promila (0,1 dla początkującego kierowcy). Za przekroczenie limitu grozi mandat w wysokości co najmniej 300 euro, natomiast za przekroczenie 0,8 promila odbierane jest prawo jazdy. Austriacka policja nie chciała zdradzić portalowi szczegółów zdarzenia ze względu na przepisy o ochronie danych osobowych.
Więcej wiadomości na stronie głównej Gazeta.pl
"Jednak z dokumentów wynika, że wiedeńska policja odebrała uprawnienia do kierowania pojazdami Misiewiczowi na cztery miesiące" - podaje tvn24.pl. Zgodnie z prawem Misiewicz, aby wrócić do jazdy samochodem, powinien przejść dodatkowe szkolenie.
Dziennikarze portalu podają, że usiłowali skontaktować się z Misiewiczem, ale nie odbierał telefonu i nie odpowiedział na wiadomość.
Bartłomiej Misiewicz w 2015 roku został rzecznikiem prasowym Ministerstwa Obrony Narodowej. Był jednym z najbliższych współpracowników Antoniego Macierewicza. W 2017 roku został pełnomocnikiem zarządu Polskiej Grupy Zbrojeniowej ds. komunikacji. W 2019 roku Misiewicza zatrzymało CBA. Były rzecznik MON usłyszał zarzut przekroczenia uprawnień funkcjonariusza publicznego i działania na szkodę państwowej spółki.
Razem z byłą pracownicą Ministerstwa Obrony Narodowej miał doprowadzić do strat w Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Ponadto razem z posłem PiS Mariuszem Antonim K. miał powoływać się na wpływy w państwowych instytucjach. Bartłomiej Misiewicz usłyszał też zarzut "powoływania się wspólnie i w porozumieniu na wpływy w instytucji państwowej i podjęcia się pośrednictwa w załatwieniu określonych spraw celem uzyskania korzyści majątkowej w kwocie ponad 90 tys. zł". Misiewicz spędził kilka miesięcy w areszcie. Wyszedł po wpłaceniu kaucji.