Więcej informacji na głównej stronie Gazeta.pl
Polski dyplomata został wezwany w związku z poniedziałkowym incydentem. Na terenie Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich w Warszawie odbył się protest przeciwko rosyjskiej agresji w Ukrainie. W trakcie demonstracji ambasador Rosji Siergiej Andriejew, który przybył do mauzoleum złożyć kwiaty, został oblany czerwoną substancją. Interweniowała policja.
Wizyta polskiego ambasadora trwała niecałe 20 minut.
- Zostałem wezwany do MSZ Rosji, gdzie wyrażono ustny protest w związku z incydentem na Cmentarzu Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich 9 maja. W reakcji powtórzyłem dosłownie pełne stanowisko MSZ RP, wyrażone przez ministra spraw zagranicznych Zbigniewa Raua w reakcji na incydent - powiedział, jak cytuje PAP, szef polskiej placówki w Moskwie po spotkaniu z przedstawicielami rosyjskiej dyplomacji.
- Wydarzenie, do którego doszło dzisiaj, podczas składania wieńców przy grobach poległych żołnierzy sowieckich przez ambasadora Federacji Rosyjskiej, stanowi incydent, który nie powinien mieć miejsca, incydent ze wszech miar godny ubolewania - skomentował wówczas zdarzenie Zbigniew Rau.
Tymczasem rosyjska ambasada w Polsce oświadczyła, że nie zamknie placówki w Warszawie, "o ile polskie władze pozwolą na jej funkcjonowanie" - podał Reuters, powołując się na przedstawicieli placówki dyplomatycznej.
Incydent komentował w Porannej Rozmowie Gazeta.pl Paweł Szrot, szef Gabinetu Prezydenta.- Naruszenie nietykalności osobistej dyplomaty jest zawsze czymś złym, niezależnie od tego, czy to jest naruszenie drobne, nieszkodliwe. Trzeba też pamiętać, że państwo polskie zrobiło wszystko, aby do tej sytuacji nie doszło. Informowało specjalną notą pana ambasadora, że jest ryzyko tego typu zajść, które właściwie nastąpiły. Negatywnie rekomendowały to, co demonstracyjnie zamierzał zrobić, czyli złożenie tego dnia kwiatów pod pomnikiem Armii Czerwonej - mówił.