Podczas poniedziałkowej konferencji prasowej Piotr Muller został zapytany o komentarz do incydentu, który wydarzył się na cmentarzu Żołnierzy Radzieckich w Warszawie 9 maja. Podczas wizyty na terenie nekropolii ambasador Rosji w Polsce został oblany czerwoną farbą. - Wszyscy byśmy sobie życzyli, żeby nie było tych emocji, ale to Rosja musi przerwać wojnę w Ukrainie - powiedział rzecznik rządu, komentując incydent podczas popołudniowej konferencji prasowej.
Muller poinformował, że wcześniej Polska informowała stronę rosyjską o potencjalnym zagrożeniu, z którym może się wiązać wizyta ambasadora na cmentarzu.
- Przede wszystkim należy podkreślić, ze strony władz polskich została skierowana nota do ambasady rosyjskiej wskazująca na ryzyka związane z tym, że przedstawiciel państwa, które prowadzi wojnę najeźdźczą, które realizuje politykę ludobójstwa na terenie Ukrainy, że będzie składał publicznie kwiaty w tym dniu i że to rodzi ryzyka, chociażby z protestami opinii publicznej i takie ryzyka zgłaszała nie tylko strona rządowa, ale również, tak jak państwo wiecie, również przedstawiciele opozycji. W związku z tym takie oficjalne pismo zostało skierowane do pana ambasadora - powiedział Piotr Muller.
Jak jednak dodał, odnosząc się do reakcji obecnych na miejscu protestujących Ukraińców: Rozumiem te emocje, które były w trakcie tego spotkania.
- Na terenie Ukrainy mamy do czynienia z rosyjskim zaplanowanym ludobójstwem. W związku z tym takie słowa, jakie padają ze strony ambasadora [chodzi m.in. o negowaniu udziału Rosjan w zbrodniach w Buczy - red.], są oczywiście kłamliwe, to jest ordynarne kłamstwo niestety powtarzane nie tylko w Polsce, bo i ambasadorowie w innych krajach dokładnie mówią to samo - dodał rzecznik rządu.
Więcej informacji na stronie głównej Gazeta.pl
Piotr Muller został również zapytany, czy rząd nie obawia się, że odwetowe działania dotkną polskich dyplomatów w Rosji. - Ambasadorzy pracujący na terenie Federacji Rosyjskiej podejmują ryzyko - odpowiedział.
W poniedziałek 9 maja przed Cmentarzem Żołnierzy Radzieckich w Warszawie doszło do incydentu. Ambasador Rosji Siergiej Andriejew został oblany czerwoną farbą przez grupę osób, która protestowała przeciwko wojnie w Ukrainie. Na nagraniach widać, jak ambasador stoi i czeka na możliwość opuszczenia cmentarza w policyjnym kordonie.
- Nawet nie wiem, jak to nazwać. To jest jakaś gra, która nie ma nic wspólnego z regułami cywilizowanego zachowania, których nasi zachodni partnerzy, w tym Polacy, tak bardzo lubią nas uczyć... Policja w końcu się pojawiła, ale bachanalia i tak się rozwinęły. Zrujnowali nasze święte święto - Dzień Zwycięstwa - mówił ambasador Siergiej Andriejew.
W sprawie tej wypowiedziała się już także rzeczniczka Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rosji. - Nie możemy dać się zastraszyć. Mieszkańcom Europy musi być trudno patrzeć na swoje oblicze w lustrze - oświadczyła Maria Zacharowa. Następnie dodała na Telegramie, że według niej to "fani neonazizmu po raz kolejny odsłonili twarze - i to krwawe twarze".
"Burzenie pomników bohaterów II wojny światowej, profanacja grobów, a teraz przerwanie ceremonii składania kwiatów w dzień święty dla każdego przyzwoitego człowieka. Zachód wyznaczył kurs dla reinkarnacji faszyzmu" - napisała Zacharowa. Niestety, jak widać, incydent w Warszawie może zostać wykorzystywany w propagandowych przekazach Kremla.
- Zgłosimy formalny protest, choć jak podkreślam, władze zostały powiadomione o naszych planach. Gdy nie dostaliśmy pozwolenia na zorganizowanie szerszej imprezy, spotkaliśmy się w mniejszym gronie. Wydawałoby się, że ze strony władz całkowitym minimum było zadbanie o elementarny porządek - powiedział ambasador Rosji w Polsce.
Do incydentu odniósł się również Szef polskiego MSZ. - Wydarzenie, do którego doszło dzisiaj, podczas składania wieńców przy grobach poległych żołnierzy sowieckich przez ambasadora Federacji Rosyjskiej, stanowi incydent, który nie powinien mieć miejsca, incydent ze wszech miar godny ubolewania - powiedział przebywający z wizytą w Iranie Zbigniew Rau.
Minister spraw zagranicznych dodał, że dyplomaci mają szczególną ochronę, niezależnie od polityki, jaką prowadzą reprezentowane przez nich rządy.
"Zdajemy sobie sprawę z powagi sytuacji, obserwujemy ją" - przekazał zaraz po incydencie rzecznik polskiego MSZ. Łukasz Jasina Minister spraw zagranicznych dodał, że dyplomaci mają szczególną ochronę, niezależnie od polityki, jaką prowadzą reprezentowane przez nich rządy.