Olesia Chornoval to tegoroczna maturzystka, która 7 marca wraz z mamą i siostrą, przyjechała z Zaporoża w Ukrainie do Polski. - Dla mnie egzamin był trudny - komentowała po egzaminie maturalnym dziewczyna cytowana przez Polsat News za PAP.
Olesia Chornoval przyznała, że egzamin maturalny z języka polskiego na poziomie podstawowym był dla niej trudny. - Języka polskiego zaczęłam się uczyć dopiero w Polsce, w liceum w Białym Borze - mówiła. Oznacza to, że przystąpiła do matury z języka po blisko dwóch miesiącach nauki języka. Przed wybuchem wojny przygotowywała się do zdawania matury w Ukrainie. Po zdanym egzaminie planowała studia prawnicze w Ukrainie i to właśnie tam chciałaby kontynuować naukę.
- Wybrałam drugi temat, gdzie punktem wyjścia był fragment "Nocy i dni". Nie wiem, jak napisałam. Było trudno. Nie miałam wcześniej kontaktu z językiem polskim. Dopiero jak przyjechałam do Polski, tu do szkoły, to zaczęłam się go uczyć. Przygotowywała mnie pani dyrektor, bardzo mi pomagała - dodała.
Nie tylko Olesia zdecydowała się na zdawanie egzaminu maturalnego w Polsce. Chęć przystąpienia do matury wyraziło łącznie 41 uczniów przybyłych z Ukrainy do Polski. - Myślę, że dobrze mi poszło, ale zobaczymy, jakie będą wyniki. W otwartej części egzaminu wybrałem drugi temat, o tym czy relacje z drugim człowiekiem są źródłem szczęścia - na podstawie "Nocy i dni" - powiedział pochodzący z Iwano-Frankiwska w Ukrainie Vadym Kindratiuk.
- Liczyłam na to, że będą "Dziady", ale był "Pan Tadeusz" i pisałam rozprawkę na temat, dla którego ten utwór był punktem wyjścia. Nie wiem, jak mi poszło. Starałam się napisać jak najlepiej. Pytania testowe nie były jakoś specjalnie trudne - mówiła Karyna Bursan.
Przeczytaj więcej podobnych informacji na stronie głównej Gazeta.pl.
Matura z języka polskiego na poziomie podstawowym rozpoczęła się w środę 4 maja o godzinie 9. Uczniowie mieli możliwość napisania rozprawek z następujących tematów:
Kolejny temat wypracowania to interpretacja wiersza Józefa Barana "Najkrótsza definicja życia".
Aby zdać egzamin maturalny, trzeba uzyskać co najmniej 30 proc. punktów. Nie wszystkim się to jednak udaje. Do niedawna było to prostsze ze względu na pewne zjawisko. O efekcie egzaminatora nazywanym też efektem miłosierdzia pisał Mikołaj Fidziński z Next.gazeta.pl. Mieliśmy z nim do czynienia jeszcze dwa lata temu. Do 2020 roku obserwowano, że bardzo niewielu zdających osiągało wynik 29 proc. Z reguły było to 30 proc., co oznaczało zdany egzamin.
Efekt miłosierdzia ukróciła procedura rozdzielenia egzaminu na osobne arkusze - na test i wypracowanie oceniane przez innych egzaminatorów. Do 2020 roku cała praca sprawdzana była przez jedną osobę, co dawało jej możliwość "naciągnięcia" wyniku na korzyść maturzysty. Od 2021 r. egzaminator sprawdzający jedną część nie ma pojęcia, jak maturzyście poszła druga i nie "naciąga" wyniku, dodając z reguły jeden punkt, który zaważał na zdaniu matury.
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina.