- Doszło do kolejnego wybuchu podczas wycofywania się ratowników. Część górników odniosła obrażenia, trzy osoby są w poważniejszym stanie, ale nikomu nie zagraża utrata życia w tym momencie. Z ogromnym podziwem obserwujemy tę akcję i determinację ratowników całego zespołu i sztabu, aby pójść po swoich kolegów i walczyć o życie - powiedział na konferencji prasowej Jarosław Wieczorek, wojewoda śląski.
Z przekazywanych przez służby informacji wynika, że ranni ratownicy nie zostali poparzeni. W większości doznali stłuczeń, otarć, urazów kończyn.
Do kolejnego - trzeciego w tym tygodniu - wybuchu metanu w kopalni Pniówek w Pawłowicach doszło w godzinach wieczornych w trakcie akcji ratunkowej.
Jak wynika z doniesień, wybuch nastąpił, gdy ratownicy wydłużali lutniociąg - przewód doprowadzający powietrze. - Mieliśmy zastęp, który wydłużył lutnię do długości 100 m, zbadał parametry atmosfery, jaka tam jest, widoczność była dobra. Po wydłużeniu lutniociągu o 10 m parametry zaczęły się drastycznie zmieniać, więc ratownicy dostali rozkaz, żeby wycofać się do bazy - wyjaśniał kierownik akcji ratowniczej Arkadiusz Frymarkiewicz. Jak mówił, w trakcie wycofywania się nastąpił wybuch. Jak tłumaczył Frymarkiewicz, po wycofaniu się ratowników nastąpiły kolejne trzy wybuchy. - Przy pierwszym wybuchu obecne były dwa zastępy, czyli dziesięć osób. A przy kolejnych wybuchach już nikogo nie było - tłumaczył.
Dyrektor Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach Łukasz Pach poinformował w nocy, że wszyscy poszkodowani ratownicy zostali przetransportowani na powierzchnię. - Wszystkie osoby zostały wytransportowane na powierzchnię, przeszły przez punkt medyczny i wszystkie są zabezpieczone. Jest 10 osób, które trafiły do szpitali. Wszystkie są przytomne - podkreślał dyrektor Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach.
W piątek rano w kopalni zbiera się sztab kryzysowy. Pod ziemią znajduje się wciąż siedem osób.
W środę - kwadrans po północy - w kopalni Pniówek doszło do wybuchu i zapalenia metanu. W czasie katastrofy pod ziemią było 42 pracowników. W czasie akcji ratowniczej doszło do drugiego wybuchu. Wśród pięciu ofiar śmiertelnych jest jeden ratownik.
20 osób po dwóch wybuchach trafiło do szpitali. Dziesięciu z nich leczonych jest w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich - są w stanie ciężkim, część w stanie zagrożenia życia. Pięciu pacjentów przebywa na oddziale intensywnej terapii, a pięciu jest na oddziale chirurgii ogólnej.