Mowa o proteście z 2 lutego 2019 r. Po programie "Minęła 20" grupa protestujących starała się uniemożliwić jego prowadzącej Magdalenie Ogórek wyjazd z gmachu Telewizji Polskiej przy placu Powstańców Warszawy. Ludzie blokowali jej samochód, wykrzykując przy tym hasła: "wstyd i hańba", "kłamczucha", "zatrudnijcie dziennikarzy". Boczną szybę auta okleili wlepkami z napisem "TVoja wina". "Auto oplute, porysowane, obklejone całkowicie naklejkami, wyzwiska, rzucanie się pod koła" - pisała potem prezenterka na Twitterze.
Kilka dni po incydencie TVP wyemitowała materiał zatytułowany "Napastnicy odpowiedzą za atak na dziennikarzy". Pokazano w nim plansze ze zdjęciami i nazwiskami dziesięciu osób, które miały uczestniczyć w proteście przed siedzibą telewizji.
Po emisji materiału TVP została ostro skrytykowana przez środowisko dziennikarskie, polityków i ówczesnego rzecznika praw obywatelskich Adama Bodnara. Mówiło się, że ujawnienie personaliów tych dziesięciu osób było nie tylko złamaniem prawa, ale i przekroczeniem granic. Miało też swoje konsekwencje dla poszkodowanych: zdarzały się przypadki gróźb śmierci, pobicia czy gwałtu, niektórzy stracili pracę. Pisaliśmy o tym w poniższych artykułach:
Część protestujących zwróciła się do sądu. W środę reprezentująca ich kancelaria ogłosiła, że Sąd Okręgowy w Warszawie nakazał Telewizji Polskiej przeproszenie protestujących osób za "naruszenie ich dóbr osobistych" poprzez bezprawną publikację ich wizerunków i nazwisk. Wyrok jest nieprawomocny. Kancelaria dodała, że spodziewa się apelacji ze strony TVP.
***
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina >>>