Robert Pietrzak pracował w Polskiej Agencji Prasowej ponad 22 lata, pełniąc między innymi rolę kierownika gdańskiego oddziału, a później koordynatora w oddziale. Z agencji został dyscyplinarnie zwolniony w połowie marca tego roku, jednak o swoich praw chce domagać się w warszawskim sądzie rejonowym.
Ze słów Pietrzaka wynika, że agencja uzasadniała jego zwolnienie "ciężkim naruszeniem podstawowych obowiązków pracowniczych" - podaje "Press". Ma chodzić o zwolnienie z gdańskiego oddziału PAP Anny Kisickiej, do którego doszło w grudniu 2020 roku. Pod koniec lutego tego roku Pietrzak złożył w tej sprawie zeznania przed Sądem Rejonowym w Warszawie.
- Zarząd PAP uznał moje zeznania za fałszywe, gdyż ich treść jest sprzeczna z jego stanowiskiem prezentowanym w sporze sądowym - przekazał dwumiesięcznikowi, podkreślając, że przed sądem pracy powiedział prawdę i obecnie powtórzyłby to samo.
Więcej aktualnych wiadomości z kraju znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Zdaniem dziennikarza prawdziwym powodem zwolnienia Kisickiej był rozesłany przez nią do pracowników e-mail. "Informowała w nim, że PAP nie opublikowała depeszy z komentarzem Pawła Machcewicza, byłego dyrektora Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku i byłego doradcy Donalda Tuska" - czytamy. Zamiast tego w agencji miała pojawić się depesza ze stanowiskiem ówczesnego dyrektora placówki, powołanego przez Piotra Glińskiego Karola Nawrockiego. "Chodziło w tekście o wyrok sądu, który zakazywał muzeum wyświetlania na wystawie głównej filmu IPN" - dodaje "Press".
Teraz dziennikarz domaga się w Sądzie Rejonowym w Warszawie "uznania za bezskuteczne wypowiedzenia umowy o pracę, a także zapłaty odszkodowania" - czytamy. Jego stanowisko popiera "Solidarność" w PAP. Agencja nie odpowiedziała natomiast na pytania "Press" w sprawie zwolnienia Pietrzaka.