W poniedziałek Antoni Macierewicz przedstawił raport, który znacząco różni się od tego przedstawionego w 2011 roku przez Komisję Badań Wypadków Lotniczych Lotnictwa Polskiego (PKBWL) pod przewodnictwem Jerzego Millera.
Zgodnie z oficjalnym raportem bezpośrednią przyczyną katastrofy pod Smoleńskiem, do której doszło 10 kwietnia 2010 roku, było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania (100 m), przy zbyt dużej prędkości opadania, w połączeniu z niesprzyjającymi warunkami pogodowymi.
Według komisji Millera piloci tupolewa złamali procedury bezpieczeństwa, co doprowadziło do zderzenia samolotu z drzewem, oderwania lewego skrzydła maszyny i utraty jej sterowności, aż w końcu zderzenia się z ziemią.
W raporcie komisji Millera czytaliśmy m.in. że czynników, które mogły wpłynąć na rozbicie samolotu było więcej. Mowa m.in. o wykorzystaniu złego wysokościomierza, zbyt późnej zmianie toru lotu przez pilotów czy błędnych informacjach przekazanych przez kontrolera wieży.
Przedstawiając raport, przewodniczący podkomisji Antoni Macierewicz powiedział, że badania wskazały dokładne miejsce i czas wybuchu. Jak mówił, eksplozja zniszczyła skrzydło samolotu i zapoczątkowała katastrofę.
- Jej kontynuacją była następna eksplozja w centropłacie kilkanaście metrów nad ziemią, która zniszczyła cały samolot i zabiła polską delegację z prezydentem Lechem Kaczyńskim na czele - stwierdził. Dodał, że podkomisja dysponuje relacjami świadków, którzy zeznali, że słyszeli wybuch. Wskazał, że eksplozję poprzedziły działania dezinformacyjne Rosjan.
- Chodzi o dokonaną przez Rosjan i ukrytą przed polskimi pilotami zamianę lotnisk zapasowych i o błędne sprowadzanie samolotu tak, by groziło mu uderzenie w ziemię - tłumaczył.
Aktualne informacje znajdziesz na głównej stronie Gazeta.pl
Według Macierewicza w toku prac podkomisji wykryto ślady materiałów wybuchowych na 190. elementach samolotu Tu 154 M. Są to rzekomo materiały typu RDX, trotyl i pentryt, które znaleziono w 89 spośród 238 przebadanych próbek. Część śladów tych materiałów znajdowała się w miejscach niedostępnych dla pasażerów ani załogi samolotu.
- Miejsca te były zamknięte od czasu ostatniego remontu samolotu, dlatego ich pochodzenie jest bezdyskusyjne - stwierdził wiceprezes PiS.
Według ustaleń podkomisji Macierewicza na pokładzie samolotu doszło do "eksplozji termobarycznej". Mają tego dowodzić oderwany ogon i zniszczony korpus sprężarki niskiego ciśnienia lewego silnika samolotu.
Zdaniem podkomisji także obrażenia ciał ofiar dowodzą, że przyczyną katastrofy był wybuch. Macierewicz powiedział również, że w trakcie prac podkomisja zrekonstruowała blisko 90 proc. powierzchni samolotu Jak ustaliła komisja, w wielu miejscach poszycie samolotu rozerwała fala uderzeniowa powstała na skutek wybuchu. Znaleziono charakterystyczne płaty i loki powybuchowe wywinięte na zewnątrz konstrukcji.
Jak zauważa dziennikarz Gazeta.pl, Jacek Gądek, raport Podkomisji Smoleńskiej to dzieło Macierewicza. "W jego wykuwaniu posłużył się amatorami, którzy katastrofami nigdy się nie zajmowali, a w Smoleńsku nigdy nie byli. Amatorzy ci byli przez Macierewicza opłacani i utwierdzani w przekonaniu, że tworzą historię" - zauważa w swoim tekście Gądek.
Macierewicz pokazał amatorską prezentację multimedialną. Ogłosił po raz kolejny, że w Smoleńsku doszło do zamachu, a w swoim raporcie posłużył się tezami amatorów, którzy katastrofami nigdy się nie zajmowali, a w Smoleńsku nigdy nie byli.
- dodaje.
Opowiadając o pracach komisji, Macierewicz mówił, że największym problemem, z jakim musiała zmierzyć się podkomisja, była niekompletność danych. Wskazał, że rząd Donalda Tuska pozostawił materiały dowodowe w tej sprawie w dyspozycji Rosjan. Dodał, że dowody były też ukrywane, niszczone i fałszowane.
Antoni Macierewicz mówił, że raport podkomisji powinien stanowić podstawę do dalszych działań na arenie międzynarodowej. Zaproponował złożenie skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Na podstawie raportu podkomisja przedstawiła także zalecenia dla organów państwowych.
Jej zadaniem, Ministerstwo Obrony Narodowej powinno powołać odrębną jednostkę wojskową zajmująca się wyłącznie organizacją lotów najważniejszych osób w państwie. Przewodniczący Macierewicz mówił, że podkomisja zaleca też, aby służby wywiadowcze na stałe zabezpieczały remonty samolotów wojskowych RP i sprawdzały te maszyny pod kątem pirotechnicznym.
Podczas poniedziałkowej konferencji Antoni Macierewicz stwierdził, jakoby załoga samolotu nie popełniła błędu podczas procedury lądowania.
Materiały wskazujące na błędy załogi zostały w dużej części zmanipulowane. Dotyczy to zarówno zapisów w rejestratorach parametrów lotu, jak i zapisów w rejestratorze rozmów, gdzie stwierdzono liczne ślady ingerencji. Zostały one spreparowane dla potrzeb zafałszowanych teorii o pancernej brzozie
- stwierdził Macierewicz.
Tezy Macierewicza stoją w całkowitej sprzeczności z raportem Millera, który zwraca uwagę na szereg błędów popełnionych przez pilotów rządowego tupolewa. Chodzi m.in. o złamanie obowiązujących w samolocie procedur bezpieczeństwa.
Po konferencji prasowej czas na pytania od dziennikarzy. Reporterka Polsat News spytała Macierewicza, jak doszło do tego, że rzekome ładunki wybuchowe mogły znaleźć się w samolocie.
- Komisja nie jest w stanie precyzyjnie i dokładnie stwierdzić, w jaki sposób te ładunki się tam znalazły i nie podejmowała tych działań, ponieważ to nie jest przedmiotem prac komisji. Ta problematyka to problem organów śledczych. Oczywiście takie możliwości istniały przed wylotem. Wskazuje na to operacja służb specjalnych, która przekazała remont samolotu do rosyjskiej firmy Aviakor - odpowiadał Macierewicz.
- Każda komisja, badająca takie zdarzenie lotnicze, jest zobowiązana przedstawić raport końcowy. Druk, który państwo dzisiaj omówili, tak się nie nazywa. Chciałbym więc zapytać: czy nie bierzecie państwo odpowiedzialności prawnej za treści w nim zawarte, czy komisja nie kończy pracy, czy dalej będziecie państwo pobierali wynagrodzenie? - pytał z kolei Jakub Sobieniowski z "Faktów" TVN.
- Przedstawiony raport jest raportem, który w sposób jednoznaczny, pełny i końcowy definiuje, co się stało podczas lotu TU154-M dnia 10 kwietnia 2010 roku. Nie ma co do tego wątpliwości - odpowiedział Macierewicz.
Jak informowaliśmy we wrześniu 2021 Antoni Macierewicz miał zaprosił rodziny smoleńskie na spotkanie do siedziby podkomisji, by zaprezentować im raport. Część rodzin miała zignorować Macierewicza, bo są na niego wściekłe. Jak się też dowiedzieliśmy, kilku byłych członków podkomisji wysłało do szefa MON Mariusza Błaszczaka i rodzin swój kontrraport.
Jak dowiedział się dziennikarz Gazeta.pl, Jacek Gądek, trzech byłych członków podkomisji wysłało swoje liczące 330 stron zdanie odrębne od raportu Macierewicza. Miało ono trafić do szefa MON-u, szefa Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego oraz do rodzin smoleńskich bliskich PiS-owi.
Jego autorami są Marek Dąbrowski, Wiesław Chrzanowski i Kazimierz Grono. Poinformowali oni o swoim zdaniu odrębnym rodziny smoleńskie. Byli członkowie podkomisji piszą do rodzin o "nierzetelności i niekompetencji Antoniego Macierewicza oraz o błędach kierowanej przez niego podkomisji".
Komisja do spraw ponownego zbadania katastrofy samolotu przygotowywała raport od lutego 2016 roku. Dokument liczy ponad 300 stron, a wraz z załącznikami ponad 5000. Jest dostępny publicznie. Antoni Macierewicz zaapelował do ekspertów, dziennikarzy i polityków, aby zapoznali się z raportem podkomisji. Jego zdaniem, dowodzi on bezsprzecznie, że katastrofę smoleńską rozpoczęła eksplozja na pokładzie samolotu.
10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem rozbił się samolot Tu 154-M. Samolot wiózł polską delegację na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. W katastrofie zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego żona Maria